piątek, 30 stycznia 2015

XLVII



Drzwi Sali były otwarte. Co chwilę przechodziła pielęgniarka, aby służyć innym pacjentom, a niektórzy z nich spacerowali z laską lub podtrzymującą ich kroplówką. Cieszyłam się, że mnie nie spotkał taki sam los, choć ból wszystkich części mojej kobiecości był niewyobrażalny. Z torbą trzymaną w dłoni podeszłam do stolika i postawiłam ją obok, na krześle. Dopiero teraz zauważyłam piękne, różowe róże. Ich płatki zdążyły się już pomarszczyć, co świadczyło o tym, że dostałam je kilka dni temu i wcale nie miałam kłopotów z rozszyfrowaniem, kto mi je podarował. Uśmiechnęłam się szeroko i dotknęłam bukiet. Nadal był delikatny w dotyku.
                Spakowałam wszystko co leżało na moim stoliku, ciesząc się, że w końcu stąd wychodzę, aby od nowa zacząć swoje życie. Przez ostatnie cztery dni, Marco starał się być ze mną 24 godziny na dobę. Kiedy już wychodził, ja postanowiłam zapisać się do psychologa. Co prawda powoli zapominam o tym co się stało, ale nie chcę, aby dziwne głosy w mojej głowie, powróciły. Wystarczająco dużo nie byłam sobą, a drugiej takiej sytuacji nigdy bym sobie nie wybaczyła.
-Puk, puk. – usłyszałam za sobą delikatny, damski głos. Odwróciłam się gwałtownie i zobaczyłam Izkę. Uśmiechnęłam się szeroko, a ona pobiegła do mnie i z całej siły przytuliła. – Tak bardzo za tobą tęskniłam. – wyszeptała, głaszcząc moje włosy. Uspokajająco pocierałam jej plecy, słysząc, jak cicho szlocha, próbując zdusić ten dźwięk w zagłębieniu między obojczykiem a moją szyją.
-Spokojnie, kochanie. – uśmiechnęłam się szeroko i, niczym starsza siostra, pocałowałam ją w czoło. Cała ta sytuacja uświadomiła, jak ważne jest dla mnie wszyscy co mnie otacza. Marco, dzieci, przyjaciele …
- Wiesz, jak dobrze widzieć cię żywą. – odsunęła się ode mnie i odgarnęła włosy, które przylepiły się do jej czoła. Musiałam przyznać, że wypiękniała, co było sprawą Mo i tym, że mogła się zdrowo odżywiać, a nie tylko jednym jogurtem, aby klienci nie narzekali.
- Wiem. – pokiwałam głową. – Już nigdzie się nie wybieram.
-No! – jej twarz zrobiła się poważna. – Nawet nigdy o tym nie myśl.
-Tak, wiem. – westchnęłam, puszczając dłonie wzdłuż mojego ciała.
-Muszę ci powiedzieć, że Marco to taki wspaniały ojciec. Opiekował się tobą, dzieciakami, chodził na treningi… - zagadnęła, rozsiadając się na szpitalnym taborecie. Podeszłam do łóżka i zaczęłam składać ubrania, których i tak nie miałam byt wiele, w drobną kostkę.
-A ja jestem suką, bo go zdradziłam. – dokończyłam z przekąsem. Zapadała niezręczna cisza. Zerknęłam na nią przez ramię, stwierdzając, że nie takiej reakcji się spodziewałam. W innych okolicznościach pewnie nie zamykałaby się jej buzia, próbując mnie umoralniać.
-Wiem. – wyszeptała smutno, wypuszczając powietrze i podniosła głowę. – Marco był u mnie po tym, jak się dowiedział.
-Naprawdę ? – odparłam zdziwiona. Zamrugałam nerwowo oczami i usiadłam na łóżku. – Nienawidzi mnie ?
-Podczas naszej rozmowy ani razu nie użył tego słowa. – oznajmiła, a moja klatka opadła, wypuszczając zgromadzone powietrze. – Alex … - wychyliła się i złapała moją dłoń. – On kocha Cię, jak ostatni kretyn. – uśmiechnęła się szeroko.
- Ja też go kocham. – wymamrotałam, czując ciepło na policzkach.
-Czyżby rozmawiacie o mnie? – szybko odwróciłam głowę, aby ujrzeć Marco, który stał oparty o framugę drzwi.
-A jeśli tak, to co? – zapytała zadziornie Izka.
-W sumie to nic. – wzruszył ramionami i podszedł do mojego łóżka. Usiadł bardzo blisko mnie i złapał moją dłoń. Właśnie tego teraz potrzebowałam. Jego obecności, która pomagała stawać mi na nogi, aby stawić czoło przyszłości.
                Niepewnie podniosłam na niego wzrok. Skąd u mnie nagle ta nieśmiałość. Marco uśmiechnął się delikatnie, gładząc kciukiem rozgrzaną skórę mojego policzka. Schylił się, a jego twarz znajdowała się bardzo blisko mojej.
-Dzień Dobry, kochanie. – wyszeptał i złączył nasze usta w czułym pocałunkiem. Muskał je delikatnie, jakby zaraz miałabym zniknąć. Usłyszeliśmy głośne chrząknięcie, kiedy stwierdziłam, że jego usta smakują malinami.
-Ja nadal tu jestem. – Izka pomachała ręką przed naszymi twarzami.
-Wybacz. Nie mogę się nią nacieszyć. – powiedział i objął mnie ramieniem. Z uśmiechem wtuliłam się w jego muskularne ciało.
-Zdjęcie i oprawić w ramkę. – wymamrotała, wywracając oczami.
-Również chcesz tam być ? – Marco uniósł prawą brew. Muszą być naprawdę dobrymi przyjaciółmi.  Zwykłemu samcowi Izka nie pozwoliłaby na takie riposty.
-Okej. – uniosła do góry ręce w geście obronnym. – Jedzcie do domu i cieszcie się sobą, ale ty masz odpoczywać. – wstała ze znaczącym spojrzeniem, posyłanym w moją stronę.
-Tak jest !- zasalutowałam.
-Pa ! – dodała słodkim tonem zanim wyszła.
-Jak się czujesz ? – od razu zwrócił się do mnie Marco.
-Lepiej, kiedy przyszedłeś. – stwierdziłam i uniosłam się na rękach, aby pocałować go w policzek z lekkim zarostem.
-Miło wiedzieć, że tak na panią działam. – zaśmiał się gardłowo i wstał z łóżka. Wyciągnął do mnie dłoń, którą ujęłam bez wahania, i odepchnęłam się od miękkiego materaca. Marco założył moją torbę na ramię i wyprowadził z pomieszczenia. Zerknęłam na nie prze ramię i w kilka sekund na zawsze się z nim pożegnałam.
-I na wiele innych sposobów. – oznajmiłam, patrząc w punkt znajdujący się daleko, na końcu korytarza. Niemalże mogłam wyobrazić sobie jego oczy ze świecącymi iskierkami.
-Czy pani właśnie ze mną flirtuje? – w jego głosie słychać było to podniecenie.
- Może to pan odebrać, jak chce, panie Reus. – zagryzłam wargę próbując powstrzymać cisnący się na usta śmiech.
-Podniecasz mnie. – przyciągnął mnie do siebie i wyszeptał te gorące słowa na moje ucho. Tym razem zaczęłam się cicho śmiać. Dobrze wiedzieć, że nadal tak na niego działam. Postanowiłam się uspokoić widząc, jak stajemy naprzeciwko kruczoczarnej recepcjonistki. Wpisała kilka danych w komputer, kilka razy klikała coś będąc całkowicie skupioną na swojej pracy, a na koniec podała nam małą karteczkę z wypisem. Marco pożegnał się z nią serdecznym uśmiechem i kiwnięciem głową.
- Ma pani ślicznego synka !- krzyknęła, kiedy Marco otworzył przede mną drzwi. Uśmiechnęłam się do niej, okazując aprobatę i wyszłam na dwór. Było dziś tak samo słonecznie, jak wtedy. Szybko odrzuciłam to wspomnienie i pozwoliłam, aby dżentelmeńska natura Marco otworzyła mi drzwi do samochodu.
- Skąd ona wie, że mój synek jest przystojny, jak ty ? – zapytałam z ciekawością. Zapięłam pasy i wygodnie usiadłam na siedzeniu, odchylając głowę do tyłu. 
-Pilnowała go, kiedy przychodziłem do ciebie. – oznajmił.
-Aha. – rzuciłam i skupiłam się na obrazie za oknem. Dortmund w żadnym calu się nie zmienił, ale jazda Marco tak. Dziś kierował płynnie, powoli, aby nie trafić na żaden z wybrzuszeń jezdni. Był całkowicie skupiony na tym, aby dowieść nas bezpiecznie nawet, kiedy trzymał rękę na mojej skórze, lekko ściskając udo.
-Czyżbyś była zazdrosna ? – przelotnie na mnie spojrzał, skręcając w ulicę, która prowadziła do naszego domu.
-Ani trochę. – wyszczerzyłam się. Odpięłam pasy i wychyliłam się do przodu. Obie dłonie położyłam na jego udzie, jak najbliżej krocza. Zębami przejechałam po linii szczęki z zarostem, a potem zassałam skórę na jego szyi. – Teraz przyznaj, że tylko ja umiem zrobić tak, aby w 3 sekundy ci stanął. – zachichotałam cicho. Naprawdę podobają mi się te podchody i gorące słówka. 
-Tylko ty to potrafisz. – powiedział zdenerwowanym głosem, ponieważ musiał zachować podzielną uwagę między mną, a poprowadzeniem samochodu wprost do naszego garażu.
-Grzeczny chłopczyk. – pocałowałam go w policzek i uśmiechnięta wyszłam z samochodu. –Mam się bać ? – zapytałam, niepewnie wchodząc do korytarza. Moja obawy od razu zeszły na drugi plan, kiedy zobaczyłam, że było czysto. Nie myliłam się do tego, że Marco potrafi wszystko.
- Teraz przyznaj, że tylko jak potrafię Cię zaskoczyć w 3 sekundy ?- powiedział namiętnym tonem, obejmując mnie w talii od tyłu. Zaśmiałam się cicho, wiedząc, że próbuje się zrehabilitować.
-Tylko to. – odparłam z szerokim uśmiechem, przegryzając dolną wargę.
-Ej. – zmarszczył brwi, a zmarszczka na jego czole powiększyła się. – Ja chcę to zrobić. – dodał niczym obrażony pięciolatek i złączył nasze usta, które poruszały się w powolnym i słodkim rytmie.
-Witaj Alex. – usłyszałam za sobą serdeczny ton mamy Marco. Odsunęłam się od Marco i spojrzałam na nią. Twarz przyozdobił jej lekki uśmiech, a na rękach trzymała Filipa. – Z pewnością się za tobą stęsknił. – tym dała mi do zrozumienia, abym się z nim przywitała. Zręcznie przeniosłam go na swoje ręce i ucałowałam w czoło. Marco objął mnie ramieniem i również, ucałował w skroń, tak samo ciesząc się tym widokiem. Mały był już sporych rozmiarów, ale bez wahania przypomniał Marco.
-Mammmmmmaaaaaaaaaa!- za ściany wyskoczyła Nina. Jej włosy były w całkowitym nieładzie, a na sobie miała tylko piżamę, mimo że było już południe.
-Skarbie. – uśmiechnęłam się i wolną ręką, pogłaskałam ją po głowie.
-Dobzie zje jestes. – wyszeptała, tuląc się w mój bok.
- Tatuś również się cieszy. – Marco musiał dodać swoje trzy gorsze. Spojrzałam na niego, wychwytując jego zboczony uśmieszek.
-A pogjamy w cjos ? – zaproponowała.
-Oczywiście, kochanie. – przytaknęłam z ekscytacją i powędrowałam do salonu, aby resztę popołudnia spędzić ze swoją fantastyczną rodzinką, której tak mi brakowało.

***
~ 8 miesięcy później~
- Jadę ! – krzyczała, na całe gardło Nina, kiedy coraz szybciej pedałowała. Będąc w parku miała całkowite pole do popisu.
- Zdolna ta nasza córka, co ? – Marco z uśmiechem zarzucił rękę na moje ramię.
- Po mamusi. – wzruszyłam ramionami, uśmiechając się. – Ale ty chyba bardziej wolisz pochwalić się obrączką, co ? – spojrzałam na niego wymownie, kiedy mały kawałek złota odbijał się w świetle słońca.
-Piękną żoną również. – pocałował mnie w czoło. Nasz ślub był niczym marzenie, sen.
-Kocham Cię, Marco. – wyznałam, całując go w policzek.
-Ja ciebie bardziej, kochanie. – odpowiedział i wyrwał mi wózek z Filipem. Uśmiechnął  się złowieszczo i zaczął biec. 
-Ej ! – krzyknęłam z oburzeniem. – Ty lamo !!!!
-Lama cię kocha. – odkrzyknął, co wywołało szeroki uśmiech na mojej twarzy. Gumką, która znajdowała się na moim nadgarstku, związałam włosy i zaczęłam biec w ich stronę.

***
~20 lat później ~
- Życie z Alex było wspaniałe i wiele mnie nauczyło. Ona była osobą, której nie dało się nie kochać. Była wyrozumiała, piękna , zabawna i dlatego tak trudno mi się teraz o tym mówi. – zaciąłem się, aby uronić kolejną porcję łez. Obleciałem wzrokiem wszystkich, znajdujących się na cmentarzu. Każdy ubrany był na czarno i u każdego łzy leciały po policzkach. – Gdyby tylko wynaleźli lekarstwo na raka. Oddałbym wszystko aby żyła. – z kieszeni wyjąłem chusteczki i wydmuchałem w nie nos. – Ona nie miała odejść. Ona nie miała mnie zostawić. – mój głos łamał się z każdym słowem, co opisywało żałość jaką przeżywałem w środku. – Miałem najlepszą żonę wśród kolegów. – moich wypocin nie było końca. Stałem tu już od dobrych 20 minut, a deszcz przemakał moją kurtkę i zatrzymywał się na włosach.
-Marco. Wystarczy. – Mo złapał mnie za rękę. Jego oczy były czerwone i podkrążone.
-Nie. – wymamrotałem.
-Idź do dzieci. Wystarczy. – dodał spokojnie. Podniosłem głowę i przyjrzałem się moim dzieciom. Filip trzymał w ramionach Ninę, która szlochała.
-Dziękuję za uwagę. – odpowiedziałem i ze spuszczoną głową, zszedłem z podestu. Mój żołądek boleśnie się skurczył, kiedy z każdym korkiem, byłem bliżej swojej rodziny.
-Tato. – wyszeptała Nina, zauważając moją obecność. Podszedłem jeszcze bliżej i zamknąłem ich obydwoje w swoich ramionach.
-Będzie dobrze. Mama nas widzi. – przegryzałem wargę, aby powstrzymać się od kolejnych łez.
-Ja chcę, żeby wróciła. – wymamrotała Ninka, która była teraz piękną kobietą, za którą stawała kolejka amantów.  
-Wiem, kochanie. – pocałowałem ją w głowę, a Filip pocieszająco głaskał jej plecy. Byli wspaniałym rodzeństwem. – Wiem … - powtórzyłem z żałością.  Kocham ją, cholernie ją kocham, ale muszę być silny. Kazała mi to obiecać na łożu śmierci. Nie mogę jej zawieść, a ta miłość mi pomoże. Bo ona nie jest zwykła, ona jest True Love. 

---------------------------------------------------
Więc właśnie to jest KONIEC ;(
Cóż mam powiedzieć ... Jak z każdym opowiadaniem trudno jest mi się rozstać, gdyż poświęcam dużo czasu na jego pisanie, ale jednocześnie robię coś co bardzo lubię :)
Ta historia była trudna. To prawda. Za całość jestem zadowolona, choć krzywię się, kiedy czytam te niedopracowane rozdziały. 
Ale... Za wszystko kochani dziękuję ! Za słowa wsparcia, za komentarze, za wyświetlenia ! ;d
Gdyby nie Wy, pewnie już dawno dałabym sobie spokój z pisaniem, lub te produkcje chowała "do szuflady". 
Mam nadzieję, że końcówką nie będziecie zawiedzeni, ale taki był plan od początku. 
Jednakże nie kończę z pisaniem i zostawiam wam link do nowego opowiadania, którego prolog pojawi się za jakieś 10 minut, jak sprawdzę go i poprawię błędy. 

DZIĘKUJĘ ZA WSZYSTKO KOCHANI ! JESTEŚCIE WIELCY :* 

Pozdrawiam serdecznie ! I życzę miłych ferii, dla tych co je właśnie zaczęli. 
Wasza Alex :*

1 komentarz:

  1. No i się poryczałam na koniec. Uwielbiałam twojego bloga, był fenomenalny. Tylko szkoda, że tak się zakończył, ale w sumie była tu ukazana siła prawdziwej miłości co bardzo mi się podobało. Czekam na twój nowy blog z niecierpliwością. Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń