Drzwi Sali były otwarte. Co chwilę przechodziła
pielęgniarka, aby służyć innym pacjentom, a niektórzy z nich spacerowali z
laską lub podtrzymującą ich kroplówką. Cieszyłam się, że mnie nie spotkał taki
sam los, choć ból wszystkich części mojej kobiecości był niewyobrażalny. Z
torbą trzymaną w dłoni podeszłam do stolika i postawiłam ją obok, na krześle.
Dopiero teraz zauważyłam piękne, różowe róże. Ich płatki zdążyły się już
pomarszczyć, co świadczyło o tym, że dostałam je kilka dni temu i wcale nie
miałam kłopotów z rozszyfrowaniem, kto mi je podarował. Uśmiechnęłam się
szeroko i dotknęłam bukiet. Nadal był delikatny w dotyku.
Spakowałam
wszystko co leżało na moim stoliku, ciesząc się, że w końcu stąd wychodzę, aby
od nowa zacząć swoje życie. Przez ostatnie cztery dni, Marco starał się być ze
mną 24 godziny na dobę. Kiedy już wychodził, ja postanowiłam zapisać się do
psychologa. Co prawda powoli zapominam o tym co się stało, ale nie chcę, aby
dziwne głosy w mojej głowie, powróciły. Wystarczająco dużo nie byłam sobą, a
drugiej takiej sytuacji nigdy bym sobie nie wybaczyła.
-Puk, puk. – usłyszałam za sobą delikatny, damski głos.
Odwróciłam się gwałtownie i zobaczyłam Izkę. Uśmiechnęłam się szeroko, a ona
pobiegła do mnie i z całej siły przytuliła. – Tak bardzo za tobą tęskniłam. –
wyszeptała, głaszcząc moje włosy. Uspokajająco pocierałam jej plecy, słysząc,
jak cicho szlocha, próbując zdusić ten dźwięk w zagłębieniu między obojczykiem
a moją szyją.
-Spokojnie, kochanie. – uśmiechnęłam się szeroko i, niczym
starsza siostra, pocałowałam ją w czoło. Cała ta sytuacja uświadomiła, jak
ważne jest dla mnie wszyscy co mnie otacza. Marco, dzieci, przyjaciele …
- Wiesz, jak dobrze widzieć cię żywą. – odsunęła się ode
mnie i odgarnęła włosy, które przylepiły się do jej czoła. Musiałam przyznać,
że wypiękniała, co było sprawą Mo i tym, że mogła się zdrowo odżywiać, a nie
tylko jednym jogurtem, aby klienci nie narzekali.
- Wiem. – pokiwałam głową. – Już nigdzie się nie wybieram.
-No! – jej twarz zrobiła się poważna. – Nawet nigdy o tym
nie myśl.
-Tak, wiem. – westchnęłam, puszczając dłonie wzdłuż mojego
ciała.
-Muszę ci powiedzieć, że Marco to taki wspaniały ojciec.
Opiekował się tobą, dzieciakami, chodził na treningi… - zagadnęła, rozsiadając
się na szpitalnym taborecie. Podeszłam do łóżka i zaczęłam składać ubrania,
których i tak nie miałam byt wiele, w drobną kostkę.
-A ja jestem suką, bo go zdradziłam. – dokończyłam z
przekąsem. Zapadała niezręczna cisza. Zerknęłam na nią przez ramię,
stwierdzając, że nie takiej reakcji się spodziewałam. W innych okolicznościach
pewnie nie zamykałaby się jej buzia, próbując mnie umoralniać.
-Wiem. – wyszeptała smutno, wypuszczając powietrze i
podniosła głowę. – Marco był u mnie po tym, jak się dowiedział.
-Naprawdę ? – odparłam zdziwiona. Zamrugałam nerwowo oczami
i usiadłam na łóżku. – Nienawidzi mnie ?
-Podczas naszej rozmowy ani razu nie użył tego słowa. –
oznajmiła, a moja klatka opadła, wypuszczając zgromadzone powietrze. – Alex … -
wychyliła się i złapała moją dłoń. – On kocha Cię, jak ostatni kretyn. –
uśmiechnęła się szeroko.
- Ja też go kocham. – wymamrotałam, czując ciepło na policzkach.
-Czyżby rozmawiacie o mnie? – szybko odwróciłam głowę, aby
ujrzeć Marco, który stał oparty o framugę drzwi.
-A jeśli tak, to co? – zapytała zadziornie Izka.
-W sumie to nic. – wzruszył ramionami i podszedł do mojego
łóżka. Usiadł bardzo blisko mnie i złapał moją dłoń. Właśnie tego teraz
potrzebowałam. Jego obecności, która pomagała stawać mi na nogi, aby stawić
czoło przyszłości.
Niepewnie
podniosłam na niego wzrok. Skąd u mnie nagle ta nieśmiałość. Marco uśmiechnął
się delikatnie, gładząc kciukiem rozgrzaną skórę mojego policzka. Schylił się,
a jego twarz znajdowała się bardzo blisko mojej.
-Dzień Dobry, kochanie. – wyszeptał i złączył nasze usta w
czułym pocałunkiem. Muskał je delikatnie, jakby zaraz miałabym zniknąć.
Usłyszeliśmy głośne chrząknięcie, kiedy stwierdziłam, że jego usta smakują
malinami.
-Ja nadal tu jestem. – Izka pomachała ręką przed naszymi
twarzami.
-Wybacz. Nie mogę się nią nacieszyć. – powiedział i objął
mnie ramieniem. Z uśmiechem wtuliłam się w jego muskularne ciało.
-Zdjęcie i oprawić w ramkę. – wymamrotała, wywracając
oczami.
-Również chcesz tam być ? – Marco uniósł prawą brew. Muszą
być naprawdę dobrymi przyjaciółmi.
Zwykłemu samcowi Izka nie pozwoliłaby na takie riposty.
-Okej. – uniosła do góry ręce w geście obronnym. – Jedzcie
do domu i cieszcie się sobą, ale ty masz odpoczywać. – wstała ze znaczącym
spojrzeniem, posyłanym w moją stronę.
-Tak jest !- zasalutowałam.
-Pa ! – dodała słodkim tonem zanim wyszła.
-Jak się czujesz ? – od razu zwrócił się do mnie Marco.
-Lepiej, kiedy przyszedłeś. – stwierdziłam i uniosłam się na
rękach, aby pocałować go w policzek z lekkim zarostem.
-Miło wiedzieć, że tak na panią działam. – zaśmiał się
gardłowo i wstał z łóżka. Wyciągnął do mnie dłoń, którą ujęłam bez wahania, i odepchnęłam
się od miękkiego materaca. Marco założył moją torbę na ramię i wyprowadził z
pomieszczenia. Zerknęłam na nie prze ramię i w kilka sekund na zawsze się z nim
pożegnałam.
-I na wiele innych sposobów. – oznajmiłam, patrząc w punkt
znajdujący się daleko, na końcu korytarza. Niemalże mogłam wyobrazić sobie jego
oczy ze świecącymi iskierkami.
-Czy pani właśnie ze mną flirtuje? – w jego głosie słychać
było to podniecenie.
- Może to pan odebrać, jak chce, panie Reus. – zagryzłam
wargę próbując powstrzymać cisnący się na usta śmiech.
-Podniecasz mnie. – przyciągnął mnie do siebie i wyszeptał
te gorące słowa na moje ucho. Tym razem zaczęłam się cicho śmiać. Dobrze
wiedzieć, że nadal tak na niego działam. Postanowiłam się uspokoić widząc, jak
stajemy naprzeciwko kruczoczarnej recepcjonistki. Wpisała kilka danych w
komputer, kilka razy klikała coś będąc całkowicie skupioną na swojej pracy, a
na koniec podała nam małą karteczkę z wypisem. Marco pożegnał się z nią
serdecznym uśmiechem i kiwnięciem głową.
- Ma pani ślicznego synka !- krzyknęła, kiedy Marco otworzył
przede mną drzwi. Uśmiechnęłam się do niej, okazując aprobatę i wyszłam na
dwór. Było dziś tak samo słonecznie, jak wtedy. Szybko odrzuciłam to
wspomnienie i pozwoliłam, aby dżentelmeńska natura Marco otworzyła mi drzwi do
samochodu.
- Skąd ona wie, że mój synek jest przystojny, jak ty ? –
zapytałam z ciekawością. Zapięłam pasy i wygodnie usiadłam na siedzeniu,
odchylając głowę do tyłu.
-Pilnowała go, kiedy przychodziłem do ciebie. – oznajmił.
-Aha. – rzuciłam i skupiłam się na obrazie za oknem.
Dortmund w żadnym calu się nie zmienił, ale jazda Marco tak. Dziś kierował
płynnie, powoli, aby nie trafić na żaden z wybrzuszeń jezdni. Był całkowicie
skupiony na tym, aby dowieść nas bezpiecznie nawet, kiedy trzymał rękę na mojej
skórze, lekko ściskając udo.
-Czyżbyś była zazdrosna ? – przelotnie na mnie spojrzał,
skręcając w ulicę, która prowadziła do naszego domu.
-Ani trochę. – wyszczerzyłam się. Odpięłam pasy i wychyliłam
się do przodu. Obie dłonie położyłam na jego udzie, jak najbliżej krocza.
Zębami przejechałam po linii szczęki z zarostem, a potem zassałam skórę na jego
szyi. – Teraz przyznaj, że tylko ja umiem zrobić tak, aby w 3 sekundy ci
stanął. – zachichotałam cicho. Naprawdę podobają mi się te podchody i gorące
słówka.
-Tylko ty to potrafisz. – powiedział zdenerwowanym głosem,
ponieważ musiał zachować podzielną uwagę między mną, a poprowadzeniem samochodu
wprost do naszego garażu.
-Grzeczny chłopczyk. – pocałowałam go w policzek i
uśmiechnięta wyszłam z samochodu. –Mam się bać ? – zapytałam, niepewnie
wchodząc do korytarza. Moja obawy od razu zeszły na drugi plan, kiedy
zobaczyłam, że było czysto. Nie myliłam się do tego, że Marco potrafi wszystko.
- Teraz przyznaj, że tylko jak potrafię Cię zaskoczyć w 3
sekundy ?- powiedział namiętnym tonem, obejmując mnie w talii od tyłu.
Zaśmiałam się cicho, wiedząc, że próbuje się zrehabilitować.
-Tylko to. – odparłam z szerokim uśmiechem, przegryzając
dolną wargę.
-Ej. – zmarszczył brwi, a zmarszczka na jego czole
powiększyła się. – Ja chcę to zrobić. – dodał niczym obrażony pięciolatek i
złączył nasze usta, które poruszały się w powolnym i słodkim rytmie.
-Witaj Alex. – usłyszałam za sobą serdeczny ton mamy Marco.
Odsunęłam się od Marco i spojrzałam na nią. Twarz przyozdobił jej lekki
uśmiech, a na rękach trzymała Filipa. – Z pewnością się za tobą stęsknił. – tym
dała mi do zrozumienia, abym się z nim przywitała. Zręcznie przeniosłam go na
swoje ręce i ucałowałam w czoło. Marco objął mnie ramieniem i również, ucałował
w skroń, tak samo ciesząc się tym widokiem. Mały był już sporych rozmiarów, ale
bez wahania przypomniał Marco.
-Mammmmmmaaaaaaaaaa!- za ściany wyskoczyła Nina. Jej włosy
były w całkowitym nieładzie, a na sobie miała tylko piżamę, mimo że było już
południe.
-Skarbie. – uśmiechnęłam się i wolną ręką, pogłaskałam ją po
głowie.
-Dobzie zje jestes. – wyszeptała, tuląc się w mój bok.
- Tatuś również się cieszy. – Marco musiał dodać swoje trzy
gorsze. Spojrzałam na niego, wychwytując jego zboczony uśmieszek.
-A pogjamy w cjos ? – zaproponowała.
-Oczywiście, kochanie. – przytaknęłam z ekscytacją i
powędrowałam do salonu, aby resztę popołudnia spędzić ze swoją fantastyczną
rodzinką, której tak mi brakowało.
***
~ 8 miesięcy później~
- Jadę ! – krzyczała, na całe gardło Nina, kiedy coraz
szybciej pedałowała. Będąc w parku miała całkowite pole do popisu.
- Zdolna ta nasza córka, co ? – Marco z uśmiechem zarzucił
rękę na moje ramię.
- Po mamusi. – wzruszyłam ramionami, uśmiechając się. – Ale
ty chyba bardziej wolisz pochwalić się obrączką, co ? – spojrzałam na niego
wymownie, kiedy mały kawałek złota odbijał się w świetle słońca.
-Piękną żoną również. – pocałował mnie w czoło. Nasz ślub
był niczym marzenie, sen.
-Kocham Cię, Marco. – wyznałam, całując go w policzek.
-Ja ciebie bardziej, kochanie. – odpowiedział i wyrwał mi
wózek z Filipem. Uśmiechnął się
złowieszczo i zaczął biec.
-Ej ! – krzyknęłam z oburzeniem. – Ty lamo !!!!
-Lama cię kocha. – odkrzyknął, co wywołało szeroki uśmiech
na mojej twarzy. Gumką, która znajdowała się na moim nadgarstku, związałam
włosy i zaczęłam biec w ich stronę.
***
~20 lat później ~
- Życie z Alex było wspaniałe i wiele mnie nauczyło. Ona
była osobą, której nie dało się nie kochać. Była wyrozumiała, piękna , zabawna
i dlatego tak trudno mi się teraz o tym mówi. – zaciąłem się, aby uronić
kolejną porcję łez. Obleciałem wzrokiem wszystkich, znajdujących się na
cmentarzu. Każdy ubrany był na czarno i u każdego łzy leciały po policzkach. –
Gdyby tylko wynaleźli lekarstwo na raka. Oddałbym wszystko aby żyła. – z
kieszeni wyjąłem chusteczki i wydmuchałem w nie nos. – Ona nie miała odejść.
Ona nie miała mnie zostawić. – mój głos łamał się z każdym słowem, co opisywało
żałość jaką przeżywałem w środku. – Miałem najlepszą żonę wśród kolegów. –
moich wypocin nie było końca. Stałem tu już od dobrych 20 minut, a deszcz
przemakał moją kurtkę i zatrzymywał się na włosach.
-Marco. Wystarczy. – Mo złapał mnie za rękę. Jego oczy były
czerwone i podkrążone.
-Nie. – wymamrotałem.
-Idź do dzieci. Wystarczy. – dodał spokojnie. Podniosłem
głowę i przyjrzałem się moim dzieciom. Filip trzymał w ramionach Ninę, która
szlochała.
-Dziękuję za uwagę. – odpowiedziałem i ze spuszczoną głową,
zszedłem z podestu. Mój żołądek boleśnie się skurczył, kiedy z każdym korkiem,
byłem bliżej swojej rodziny.
-Tato. – wyszeptała Nina, zauważając moją obecność.
Podszedłem jeszcze bliżej i zamknąłem ich obydwoje w swoich ramionach.
-Będzie dobrze. Mama nas widzi. – przegryzałem wargę, aby
powstrzymać się od kolejnych łez.
-Ja chcę, żeby wróciła. – wymamrotała Ninka, która była
teraz piękną kobietą, za którą stawała kolejka amantów.
-Wiem, kochanie. – pocałowałem ją w głowę, a Filip
pocieszająco głaskał jej plecy. Byli wspaniałym rodzeństwem. – Wiem … - powtórzyłem
z żałością. Kocham ją, cholernie ją
kocham, ale muszę być silny. Kazała mi to obiecać na łożu śmierci. Nie mogę jej
zawieść, a ta miłość mi pomoże. Bo ona nie jest zwykła, ona jest True Love.
---------------------------------------------------
Więc właśnie to jest KONIEC ;(
Cóż mam powiedzieć ... Jak z każdym opowiadaniem trudno jest mi się rozstać, gdyż poświęcam dużo czasu na jego pisanie, ale jednocześnie robię coś co bardzo lubię :)
Ta historia była trudna. To prawda. Za całość jestem zadowolona, choć krzywię się, kiedy czytam te niedopracowane rozdziały.
Ale... Za wszystko kochani dziękuję ! Za słowa wsparcia, za komentarze, za wyświetlenia ! ;d
Gdyby nie Wy, pewnie już dawno dałabym sobie spokój z pisaniem, lub te produkcje chowała "do szuflady".
Mam nadzieję, że końcówką nie będziecie zawiedzeni, ale taki był plan od początku.
Jednakże nie kończę z pisaniem i zostawiam wam link do nowego opowiadania, którego prolog pojawi się za jakieś 10 minut, jak sprawdzę go i poprawię błędy.
DZIĘKUJĘ ZA WSZYSTKO KOCHANI ! JESTEŚCIE WIELCY :*
Pozdrawiam serdecznie ! I życzę miłych ferii, dla tych co je właśnie zaczęli.
Wasza Alex :*
No i się poryczałam na koniec. Uwielbiałam twojego bloga, był fenomenalny. Tylko szkoda, że tak się zakończył, ale w sumie była tu ukazana siła prawdziwej miłości co bardzo mi się podobało. Czekam na twój nowy blog z niecierpliwością. Pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuń