wtorek, 30 grudnia 2014

XXXVIII



Widząc wokół siebie ciemne ściany i czując pościel nie przesiąkniętą jej perfumami, stwierdziłem, że zasnąłem u Mo. Leżałem wpatrując się w sufit, całkowicie ubrany. Moje ciało oddawało nieprzyjemny zapach. Przewróciłem się na bok i zobaczyłem jak Ninka siedzi na podłodze oparta o futrynę drzwi.
- Skarbie. – podniosłem się na łokciach i wtedy zobaczyłem jej lekko zaszklone oczka. – Chodź tutaj.- zaprosiłem ją. Dziewczyna powoli wstała, ciągnąc za sobą misia Lisy. Zgrabnie wskoczyła na łóżko i usiadła po turecku. Objąłem ją ramieniem i zebrałem włosy w garść, aby jej nie przeszkadzały.
-Mamusia nie umajła, prawda ? – zapytała z przerażeniem w głosie.
-Nie, kochanie. – pocałowałem ją we włosy. Mój żołądek jeszcze bardziej się ścisnął. – Mówiłem ci, że mamusia musi troszkę poleżeć w szpitalu.
-Ale wróci ? – spojrzała na mnie.
-Jeśli obiecam, że tak, to nie będziesz się smucić ? – oparłem podbródek na czubku jej głowy. Dlaczego to musi być tak trudne. Obiecałem, ale czy nie zrobiłem tego zbyt pochopnie? Ninka pokiwała tylko głową. –Chodź na śniadanie. – wziąłem ją na ręce.
- Smiejdzis, tato. –powiedziała poważnie i zaplotła swoje rączki na mojej szyi. Zaśmiałem się cicho i zszedłem z kilku stopni. Jak dobrze jest mieć taką córeczkę, która daje ci mały promyczek szczęścia pośród tej  beznadziejnej sytuacji.
-Wiem.- dodałem roześmiany, całując ją w policzek. Mała skrzywiła się i wytarła go małą rączką. W kuchni, do której weszliśmy, Iza właśnie stawiała talerze na stole.
-Witajcie.- uśmiechnęła się ciepło i od razu przypomniała mi Alex. Ona też witała nas śniadaniem. – Zapraszam – ręką pokazała na stół.
- Ja nie jestem głodny.- oświadczyłem i posadziłem Ninę na krześle. Dziewczynka nadal była smutna, ale moja  obietnica sprawiła, że chociaż w towarzystwie Lisy i małego Filipa, uśmiechała się.
-Jak to ? – oburzyła się pani domu.
- Naprawdę, Izka.- pocałowałem ją w policzek. – Ale dziękuję.
-Tjata tak robil mamie ! – pisnęła uśmiechnięta Nina pokazując Filipowi maskotkę, którą trzymała w rękach. Mały oglądał mieszkanie leżąc w nosidełku, które stało na krześle, aby Iza miała go na oku.
-Bo twój tata to romantyk.- puściła oko w moją stronę, Iza. Przez śpiączkę Alex, stała się dla mnie prawdziwą przyjaciółką, jaką również jest dla mojej ukochanej. Doceniam to, że w każdy możliwy sposób próbuje nam pomóc. Również Mo zaangażował się. To przeze mnie musi więcej czasu spędzać na treningu, aby Klopp miał pełny wybór podstawowej jedenastki w nadchodzącym meczu.
- A cjo tjo znacy? – spytała zainteresowana Nina. Więcej rozmowy nie dosłyszałem, bo udałem się pod prysznic. Ciepła kąpiel podziała kojąco na moje zmęczone ciało. Prawie nowonarodzony opuściłem łazienkę. Ku mojemu zaskoczeniu dziewczyny na dole czekały ubrane w kurtki.
-Nie musisz z nami jechać.-powiedziałem, widząc jak Iza poprawia fryzurę w lusterku.
-Mo zabrał samochód, a ja się umówiłam w centrum.-oznajmiła. – od was to tylko 9 minut piechotą.
-Koleżanki?- zachichotałem upijając szybki łyk kawy.
-Nie, projektantka. –poprawiła. Dziewczynki ze śmiechem wsiadły do mojej bryki. Tak właśnie działa na kobiety. Nie bez powodu wybrałem ten model. Iza zaś wzięła nosidełko z Filipem. Rzuciła mi klucze do samochodu, które zgrabnie złapałem i zamknęła dom.
- Planujecie remont?- spytałem zdziwiony przypinając Filipa pasami.
-Suknię ślubną.- odpowiedziała z wahaniem. W jednym momencie wdusiło mnie w fotel. Planują ślub, a co z Alex? –Przepraszam. Chciałam trochę poczekać.
-Spoko.- rzuciłem bez emocji.
-Marco. – dotknęła mojego ramienia, kiedy przekręcałem kluczyk w stacyjce. – Wiem, że to wygląda jakbym była jakąś suką, ale sam wiesz, że nie wiadomo kiedy… - urwała słysząc jak dziewczynki z tyłu przerywając konwersację.
- I to mnie najbardziej boli. –westchnąłem żałośnie.- Ale to wasza decyzja.
-Tylko błagam, nie strzelaj focha.- powiedziała żartobliwie. Choć byłem zły, a w środku gotowało się we mnie, nie chciałem burzyć ich planów. Wiem jak bardzo konserwatywni są rodzice Mo. Wiele razy opowiadał jak naciskają na ich ślub.
-Na ciebie? Nigdy. – prychnąłem rozluźniając się. Przez resztę drogi panowała fajna atmosfera. Razem śpiewaliśmy piosenki i wygłupialiśmy się. Ile dałbym, aby tu była Alex. Mimo, że się uśmiechałem, podczas tej czynności czułem ukucie serca, co było oznaką mojej tęsknoty i żałości. Powracając to sam się dziwie, że Filip spał podczas naszego piszczenia.
                Niestety pod domem atmosfera zgęstniała.  Na podjeździe stał samochód moich rodziców. Iza zbladła widząc to. Jednak razem ze mną wyszła z samochodu. Nina z Filipem zostali w jego środku. Moja córka nadal żywiła uraz do babci.
- Marco ! – krzyknęła moja mama, przytulając mnie. – Co tu robi ta pani ?
-Nie musiałaś od tego zaczynać.- powiedział mój tata.
-Iza to przyjaciółka Alex. Pomaga mi. – wyjaśniłem obejmując speszona dziewczynę ramieniem. Jej wzrok wyraźnie dawał do zrozumienia, że chciałaby już wyjść.
- A to w czym?!- krzyknęła. – Ta twoja nie umie prania wstawić ?!
- Mamo !- skarciłem ją. – Alex urodziła naszego syna i aktualnie jest w śpiączce. 
- Marco, dlaczego nie zadzwoniłeś? – przejął się mój tata.
-Wszystko działo się za szybko. – wyjaśniłem. –Twój wnuk jest w samochodzie.- oznajmiłem. Tata od razu pobiegł we wskazane miejsce. Mama zaś stała wściekła.
-Ja cię znam. – powiedziała poważnie w stronę Izy.
- Niemożliwe.- broniła się. No i się zaczyna. Czy mama nie umie oddzielić spraw prywatnych od zawodowych ?
-To ja zszywałam twoje rany po tym jak klient za mocno cię potraktował.
-Mamo ! – krzyknąłem zły.
-Marco, ja muszę już iść. Wpadnę jutro – pośpiesznie pocałowała mnie w policzek i z Lisą pod ręką ruszyły w stronę miasta.
-Jesteś okropna.- odparłem i poczułem jak ktoś kurczowo oplata moją nogę. To była Nina, a zaraz a nią mój tata. Na twarzy miał wielkiego banana. Prawie jak ja, kiedy po raz pierwszy wziąłem Filipa na ręce.
-Jestem z ciebie dumny synu. – pochwalił.
-Wiem, tato. – uśmiechnąłem  się głaszcząc Ninę po włosach. Moja mama tylko spojrzała na małego i jakby odrobinę złagodniała.
-Chodź Niuś.- wyciągnął dłoń w stronę dziewczynki. – Pójdziemy na plac zabaw.
-Tjak ! – krzyknęła szczęśliwa. Zamknąłem samochód pilotem i wszedłem do domu. Zaraz potem dołączyła do mnie mama. Chyba miała wyrzuty sumienia, bo od razu zabrała się za sprzątanie. Nawet nie potrafiłem odczytać o czym myślała. Wolałem nie wiedzieć, dlatego, kiedy była na górze do połowy wypiłem butelkę whiskey, rozmyślając o tym co zrobiłem źle. Powinienem pomyśleć wcześniej o jakieś włoskiej klinice, w której z pewnością by ją uratowali.
-Tak być nie może! – krzyknęła wyrywając mi butelkę.
-O co ci chodzi ? – sypałem zdziwiony. 
- Okej, byłam okropna względem twojej narzeczonej, ale macie dwójkę dzieci. Stało się jak stało i może byś dał im wsparcie !
-Skąd ta zmiana ?
- Bo widzę, cholera, jak ją kochasz ! 


--------------------------------------------------------- 
Kolejny rozdział za nami ;) 
Miałam się nie rozpisywać, ale chciałam coś ogłosić a raczej wyjaśnić. 
Wiem, że większość z Was zostawia linki do swoich opowiadań w komentarzach. 
To nie jest tak, że ja tego nie czytam i totalnie olewam, bo doceniam Waszą pracę, która wcale nie jest łatwa, co doskonale zrozumiałam, na przestrzeni kilku miesięcy, pisząc swoje rozdziały  :)  (To zdanie powinno być inaczej zbudowane XD) :P
Na wszystkie, które obserwuje,regularnie zaglądam
Nie komentuje -przepraszam - , ale mam mały sajgon, ponieważ zaczęłam pisać kolejną historię, wena mnie totalnie opuściła i znalazłam bardzo ciekawy, momentami straszny, serial.(Polecam tak na marginesie) XD.
Mam nadzieję, że w ten sposób nie będzie żadnych nieporozumień ;D 
Miłego dnia życzę ! 
Alex :*

sobota, 27 grudnia 2014

XXXVII



Rano obudziłem się bardziej zmęczony niż wczoraj się położyłem. Mój syn nadal spał na mojej klatce piersiowej, równo unoszącej się i opadającej.
-Śpij maluchu. – pocałowałem go w głowę i delikatnie położyłem na kołdrze, która pachniała jej perfumami. W drodze do łazienki i podczas brania prysznica, w mojej głowie ciągle były obrazy z wczoraj. To wszystko działo się w zawrotnym tempie. Poród, ciężkie pytania lekarzy i odebranie syna. Ten mały człowiek był kimś, który właśnie trzyma mnie przy życiu. Gdyby nie nasze wspólne dzieci już wczoraj skoczył bym z mostu.        
                Westchnąłem ciężko, przeczesując włosy dłońmi i wyszedłem z łazienki. Mały obudził się i płakał. Wziąłem go na ręce, a podczas drogi na dół, trochę się uspokoił. Nakarmiłem go, pozostawiając swój żołądek w stanie nicości, następnie zmieniłem pieluchę – co wyszło mi odrobinę lepiej niż wczoraj -  ale mistrzem nie byłem. Jak tak dalej pójdzie to w piłce osiągnę to samo dno jak aktualnie moja psychika-  ubrałem i włożyłem do nosidełka. Zabrałem kurtkę oraz kluczyki i przypiąłem małego pasami w samochodzie. Wolniej niż zazwyczaj odjechałem pod dom Leitnera.
-Miło was widzieć.- blado uśmiechnęła się Iza i wpuściła mnie do środka. Z rąk zabrała mi nosidełko i zamknęła drzwi.
- Mo na treningu ? – pocałowałem ją w policzek na przywitanie.
-Tak. Niedawno napisał, że wywalczył dla ciebie 2-tygodniowy urlop. – oznajmiła, zapraszając mnie do salonu ruchem ręki. Lisa i Nina grzecznie bawiły się na dywanie w domek dla lalek. Nawet te nieożywione istoty mają rodziny.
- Dzięki. – westchnąłem ciężko.- Pytała o coś ?
- Kiedy wróciłam to spały.- oznajmiła i postawiła nosidełko na stole. Zabrała kocyk, który przykryty był mały i rozebrała go z kurteczki.
-Pojadę teraz do Alex skoro mnie jeszcze nie widziała.
-Okej, zajmę się nimi.-puściła mi oko. Obróciłem kluczyki w dłoniach i znów opuściłem dom. Musiałem ją zobaczyć, bo inaczej chyba zwariuję.
- Panie Reus !- usłyszałem głos pielęgniarki z recepcji.
- Tak ? – podszedłem do wysokiego blatu.
- Jakie imię mam wpisać do aktu urodzenia pańskiego syna ? – spytała. Prawie bym o tym zapomniał.
- Filip.- skinąłem głową. To imię ustaliliśmy razem z Alex zaraz po wizycie u lekarza, w której potwierdził płeć naszego dziecka.
- Dziękuję.- usiadła na plastikowym krześle i wprowadziła dane. W milczeniu odszedłem z recepcji i powędrowałem do Sali, w której leżała moja ukochana. Niepewnie otworzyłem drzwi. Jej twarz zobaczyłem, kiedy pielęgniarka odsunęła się po zrobieniu zastrzyku. Była blada i bez wyrazu. Jej ciało bezwiednie leżało wzdłuż łóżka, okryte białą pościelą. Podszedłem bliżej i złapałem jej dłoń. Obecność pielęgniarki wcale nie przeszkadzała mi w uronieniu kilku małych łez.
- Proszę wierzyć. –kąciki jej ust delikatnie się uniosły. – Znam wiele takich przypadków.- uniosła tacę z wykorzystaną strzykawką i małą ampułką.
- Też znam. – rzekłem. – Ale z tragicznym końcem.
- Nie musi tak być. – pokręciła głową- Pewne rzeczy sprawiają, że inaczej patrzymy na swoich bliskich. Kiedy ich nam brak widzimy błędy, które popełniliśmy, ale nadzieja zawsze umiera ostatnia, proszę pana.- powiedziała smutno, a ja wywnioskowałem, że również musiała przeżyć okropną tragedię. – Widzę jak pan ją kocha, dlatego nie należy się poddawać. Nigdy. – dodała i ze spuszczoną głową ruszyła w stronę drzwi.
- Dziękuję.- pierwszy raz się odezwałem. Jej słowa były naprawdę piękne i podnoszące na duchu.
- Niech pan z nią rozmawia. Podobno wszystko słyszy.- pokiwała głową tym razem z szerszym uśmiechem. Otarłem łzę z policzka i usłyszałem tylko zamknięcie drzwi. Może i koś powie, że nie jestem mężczyzną, bo płaczę. Mam to daleko w dupie. Wolę być kimś takim niż bezdusznikiem zanim poznałem prawdę o Ninie.
- Potrzebujemy cię.-wyszeptałem odgarniając włosy z jej twarzy. – Bardzo.- dodałem łamiącym się głosem.- Wróć do nas, bo kochamy cię nad życie. – zakończyłem całując ją w ciepłe usta. To było jedyną oznaką tego, że żyje. Aby kolejny raz się nie rozkleić, wyszedłem. Muszę być silny przy rozmowie z córką.

***
- Tataaaaaaaaaaaaaaaa ! – krzyknęła triumfalnie Nina, wskakując mi na ramiona.
- Cześć, słońce – odgarnąłem jej grzywkę na bok, która popsuła się przez jej maratoński bieg na moje przywitanie.
-Mój bracisek jest napjawdje slodki. – pisnęła szczęśliwie.
- Czyli poznaliście się już ? – wziąłem ją na ręce.
-Nie mogli się od siebie odkleić. – dopowiedziała Iza, siedząc na fotelu i karmiąc małego.
- A gdzje mamusia ? – zauważyła jej nieobecność. Westchnąłem ciężko i ruszyłem do salonu byśmy mogli usiąść na kanapie.
- Musiała na troszkę zostać w szpitalu, wiesz ? – oznajmiłem z gulą w gardle. Iza przestała uśmiechać się do Filipa, a w jej oczach zabłysły łzy.
- Dlacjego ? –ułożyła usta w podkówkę.
- Bo jest zmęczona i zachorowała. Pamiętasz jak mówiła, abyś po przyjściu z przedszkola trochę odpoczywała.
- Alje odwiedzimy ją ?
-Oczywiście, że tak. – wymusiłem uśmiech. Nie wiem jak długo Nina będzie w  stanie wierzyć, że mama jest zdrowa. Moja córka jest zbyt bystra na ten wiek.
- A zrobis mi walkocyka ? – podała mi gumkę. Sam nie wiem, dlaczego mnie o to porosiła. Owszem lubiła Izę, ale to ja byłem jej rodzicem, dlatego jak najlepiej chciałem podołać się zadaniu, co wcale łatwe nie było. Iza wraz z Lisą śmiały się na cały salon, a ja dalej plątałem jej włosy.
- Gotowe. – powiedziałem zaplatając gumkę na krańcach jej włosów.
- Tjato. – westchnęła, a w jej głosie słychać było zażenowanie. – To jest okropne. – przyznała bez ogródek.
- Starłem się jak mogłem. – odpowiedziałem
- Gdyby była tu mama na pewno zrobiła by lepszy ! – krzyknęła tupiąc nogą. No właśnie gdyby była. Przyznam, że jej słowa spowodowały ukucie w moim sercu. Teraz wiem jak czuła się Alex jako samotna matka. Aktualnie role się odwróciły.
- Poprawię ci. – zaproponowała Iza oddając mi Filipa.
-Nje!- krzyknęła Nina- Wy nie umiecie. Mama robi najlepsze !
Moje zdenerwowanie wyczuł nawet Filip, który zaczął płakać. Nie posłuchałem słów pielęgniarki i załamany oddałem Izie małego po czym pobiegłem na górę. To wszystko zaczęło mnie przerastać …  


 -------------------------------------------------
Jak Wam minęły święta ? ;D 
 

wtorek, 23 grudnia 2014

XXXVI



- Marco, boli. – oznajmiłam z grymasem na twarzy, ledwo schodząc po schodach.
- Spokojnie kochanie. Zaraz pojedziemy do szpitala- pomógł mi zejść z ostatniego stopnia.
- Mamjo, cjo sje dzjeje ? – zapytała Nina, odrywając się od zabawy.
- Ałaaaaaaaaa! – zajęczałam i jeszcze bardziej złapałam się za brzuch. Takiego bólu to ja nawet nie miałam, jak Ninę rodziłam. Zaraz, zaraz, stop … Ja rodziłam ją w terminie, a nie 3 tygodnie wcześniej.
- Ninuś, jesteś dużą dziewczynką, więc pojedziesz teraz rowerkiem do Lisy, dobrze ? – Blondyn uklęknął obok niej i pocałował w głowę. Dziewczynka tylko skinęła głową i wybiegła na dwór.
- Reus ! Błagam zrób coś. – wycedziłam, kurczowo trzymając się oparcia kanapy. Gdybym miała właśnie długie paznokcie to pewnie zostałyby w materiale.
- Już – odpowiedział, biorąc najpotrzebniejsze rzeczy – Jedziemy do szpitala …

***
Pierwszy raz miałem okazję doświadczyć co znaczy wieźć ciężarną kobietę na porodówkę.  Denerwowałem się bardziej niż ona. Nie tylko ze względu, że choroba zagraża jej, jak i życiu dziecka. Całe szczęście, dziś był wtorek, więc obyło się bez zbędnych korków. W szpitalu, dobrze zorganizowany personel zabrał Alex  na porodówkę. Mi zaś kazano założyć jakiś zielony worek, niczym po kartoflach, i czekać. Mijały kolejne minuty, a ja zdążyłem tylko zadzwonić do Izy z zapytaniem, jak dojechała Nina. Dziewczyna, kiedy usłyszała, że Alex rodzi, postanowiła przyjechać. Wkładałem właśnie telefon do kieszeni, kiedy z Sali wyszedł lekarz. Widząc na jego rękawiczkach czerwony kolor, musiałem się powstrzymać, aby zaraz tu nie zemdleć.
- Musi mi pan odpowiedzieć na jedno pytanie. – oznajmił poważnie.
- Tak ? – popatrzyłem na niego skoncentrowany.
- W razie potrzeby kogo mamy ratować ? Dziecko czy narzeczoną ? – zadał pytanie, a pode mną jakby grunt zaczął się walić. Z tak silnych emocji aż musiałem usiąść – Proszę się nie martwić. Zrobimy wszystko co w naszej mocy ale musi pan …
- Ratujcie ją. – odpowiedziałem, spuszczając głowę w dół. Ja chcę ich oboje !
- Dziękuję. – potrząsnął głową i usłyszałem tylko trzaśnięcie drzwi, nad którymi wisiał czerwony napis „Nie wchodzić”. Zacząłem nerwowo chodzić po korytarzu, próbując przyswoić to co mężczyzna przed chwilą mi powiedział.  Z całej swojej bezsilności, strzeliłem pięścią w ścianę. To było jedyne wyjście, aby się wyładować. Oni muszą przeżyć oboje. Do końca życia coś będzie mi przypominać, jeśli wydarzy się ten najczarniejszy scenariusz. Za co to wszystko nas spotyka ?! Dlaczego nas ?! Jak długo los będzie mi wypomniał moje egoistyczne błędy. Dlaczego to ja nie cierpię teraz ?! To ja na to zasługuję nie ona. Usiadłem na podłodze i tępo wpatrywałem się w zegar. Minęło już 30 minut odkąd lekarz zapytał mnie … Drzwi rozsunęły się. Najpierw wyszły z nich strudzone pielęgniarki, następnie przyszło kilka pań w białych fartuchach, a na końcu wyszedł lekarz. Nie miał na twarzy uśmiechu tak jak inni, kiedy urodzi  się dziecko pod ich fachową opieką.
- Co z nią ? – zapytałem, a  moje zdenerwowanie sięgało zenitu. Jak tak dalej pójdzie to ja również zejdę na zawał.
- Ma pan syna. – oznajmił ponuro.
- A ona ?
- Jest w śpiączce. – odpowiedział.
- Mieliście kurwa jej pomóc ! – krzyknąłem wściekły i kolejny raz uderzyłem pięścią w ścianę.
- Robiliśmy co w naszej mocy. – bronił się.
- Widocznie nie wszystko. – burknąłem.
- Proszę się nie martwić. Pana narzeczona żyje. Obudzi się. Jeszcze nie wiadomo, kiedy ale zrobi to. – chyba sam chciał, aby jego sumienie przestało produkować wyrzuty. Dobrze wiem co oznacza śpiączka. Mój dziadek też w niej był. Minęło 10 lat za nim się obudził, a po 2 dniach zmarł.
- Niech pan mi już zejdzie z oczu. – rzekłem i próbowałem się uspokoić.
- Syna odda zaraz panu pielęgniarka. – oznajmił i wykonał kilka kroków do przodu. – Może pani uda się go uspokoić. – powiedział, a ja zwróciłem wzrok w prawą stronę. Obok drzwi stała Iza, która była cała we łzach. Podbiegłem do niej i mocno przytuliłem.
- Słyszałam. Słyszałam wszystko. – łkała.
- Wiem Iza, wiem. – westchnąłem ciężko i sam pozwoliłem sobie na jedną, samotną łzę.
- Zobaczysz wyjdzie z tego. – próbowała się uśmiechnąć.
- Chciałbym w to wierzyć. – odparłem ponuro.
- Ymmm … Proszę pana ? – usłyszałem za sobą dziewczęcy głos. Wypuściłem Izę ze swoich ramion. Bałem się. Bałem się spojrzeć na to dziecko. Mojego syna. Bałem się, że będę go obwiniał za to wszystko.
- Dasz radę. – zapewniła Iza i trzymając za moje ramiona, pomogła mi się obrócić. Pielęgniarka trzymała ślicznego małego chłopczyka.
- To pana syn. – oznajmiła i wyciągnęła ręce, by mi go podać. Choć w sercu czułem ukłucie, bo cholernie podobny był do Alex, to mojego ego czuło dumę. Dumę, że dzięki mnie na świat przyszedł taki mały człowieczek. Niepewnie wziąłem go z rąk pielęgniarki. Mały lekko się skrzywił, ale nadal spał.
- Jest cudowny. – stwierdziła Iza, ocierając wszelkie oznaki płaczu. Alex miała rację. Dam radę się nim zaopiekować. Nie popełnię drugi raz tego samego błędu. Schyliłem się i pocałowałem go w główkę.
- Iza, mam tylko prośbę. – zwróciłem się do dziewczyny.
- Wal !
- Zaopiekuj się dziś Niną. Nie mam siły dziś niczego jej tłumaczyć. – powiedziałem i razem ruszyliśmy do wyjścia.
- Nie ma sprawy. Pamiętaj, że możesz mnie prosić o wszystko. – poklepała mnie po ramieniu.
- Dziękuję. – pocałowałem ją w policzek i wsiadłem do samochodu. Chciałem się zobaczyć z Alex, ale nie mogłem. Musiałem ochłonąć. Zbyt dużo wrażeń jak na dziś. Muszę pobyć trochę z małym, którego nigdy nie będę winić za to co stało się z jego matką.
                W domu nic nie jadłem choć powinienem. Trener by mnie zabił. Zmieniłem tylko małemu pieluszkę, co wcale nie było łatwe, ale dojdę do wprawy i razem położyliśmy się w sypialni po czym zasnęliśmy. 


---------------------------------------------------
Jejku ... Przepraszam, że niektóre zdania są źle ułożone, ale jak piszę, niestety nie zwracam na to uwagi ;( 
Rozdział odrobinę za smutny na te dni, ale taka już jest ta historia ... 
Teraz pomińmy ten temat, a zajmijmy się bardziej świątecznym...

Nadchodzą święta, a jest to czas rodzinny, składania sobie życzeń i kompletnie miłej atmosfery. 
To już drugie święta, jak jestem z Wami, ale nadal nie umiem składać życzeń. :D
Cóż ... 


Życzę Wszystkim czytelniczkom wszystkiego co najlepsze w nadchodzącym roku, niech spełnią się Wam najskrytsze marzenia, cudownych prezentów pod choinką - aby jeden z nich stanowiła wena ! ;D- zdrowia, pomyślności, pieniędzy i hucznego Sylwestra. ! ;D 


Uwielbiam Was :*
Jeszcze raz WESOŁYCH,  RODZINNYCH ŚWIĄT ! ;D 
Pozdrawiam, Alex :*


Fröhliche Weihnachten und ein glückliches Neues Jahr! - jeszcze jakiś niemiecki akcent XD ;D