wtorek, 20 stycznia 2015

XLIV



-Długo jeszcze, do chuja ?! – wycedziłem przez zaciśnięte zęby, bardziej do siebie, aby stojąca obok mnie Ninka nie usłyszała wulgaryzmu. Otwartą dłonią, jeszcze raz nacisnąłem mały dzwonek. Recepcjonistkę tego oddziału powinni zwolnić, a bynajmniej ja się o to postaram. Rusza się jak żółw, odstrasza swoim zbyt mocnym makijażem, a do tego jest okropnie nieśmiała i robi się czerwona jak burak, kiedy ktoś powie do niej choćby jedno zdanie.
-Tatusiu. – Ninka pociągnęła za dół mojej kurtki. Spojrzałem na nią i pogłaskałem po głowie, widząc jej zaniepokojenie.
-Spokojnie, kochanie. – starałem się nie dopuścić ani krztyny jadu wraz z moimi słowami, aby nie przestraszyć córki. Uśmiechnąłem się do niej pocieszająco. Dziewczynka pokiwała twierdząco głową i wtuliła się w mój bok. Przelotnie spojrzałem na nosidełko z Filipem, które stało po mojej prawicy. Mały nadal spał, a nawet można było dojrzeć, jak kąciki jego malutkich, doskonale wykrojonych ust unoszą się w lekkim uśmiechu.
-Witam panie Reus. – usłyszałem kobiecy głos, nie należący do poprzedniej recepcjonistki. Podniosłem głowę i ujrzałem przed sobą pielęgniarkę, która wspierała mnie, kiedy tu przychodziłem i sumiennie, z wielką czułością, zajmowała się Alex.
-Może pani w końcu mi coś powie. – moje rozluźnione ramiona opadły, kiedy wypuściłem zgromadzone w płucach powietrze.
-Przepraszam za koleżankę. – wymamrotała ze wstydem.
-Wybaczam, ale proszę … - kilka razy przeniosłem ciężar ciała z jednej nogi na drugą, mając dość tego wyczekiwania. Chcę się już z nią zobaczyć.
-Sala 102. – uśmiechnęła się serdecznie, biorąc w krótkie palce teczkę z dokumentacją choroby innego pacjenta.
-Bardzo dziękuję. – odparłem szybko i uniosłem nosidełko z Filipem. Ninka również stała się bardziej ożywiona i ujęła moją drugą rękę.
-Mały rośnie, jak na drożdżach. – stwierdziła wesoło, kiedy odchodziliśmy. Posłałem jej serdeczny uśmiech i nacisnąłem guzik, przywołujący windę.
-Tak się ciese, zje zjobacje mamusie. – przyznała Ninka.
-Ja też skarbie. – wymamrotałem i weszliśmy do windy, która jak na złość, była bardzo wolna. Przełknąłem rosnącą irytację, skupiając się tylko na myśli o osobie, którą zaraz zobaczę.
                Poszukiwanie odpowiedniej Sali było rzeczą, która od przyjazdu tutaj, sprawiła  najmniejszą trudność. Niepewnie chwyciłem klamkę. Moje dłonie były gorące i mokre od potu, co oznaczało zdenerwowanie, które rosło wraz z każdą minutą. Sam nie wiem, dlaczego. Ninka postanowiła nie czekać na mój kolejny ruch i pchnęła drzwi, ukazując niebieską salę, po której środku, stało łóżko, a na nim moja ukochana. Serce zaczęło bić w mojej piersi, o wiele bardziej niż powinno. W końcu nadszedł ten moment, kiedy widzę, jak mruga oczami, potwierdzając, że wróciła.
- Mamussssssssssssiiiiiiiiaaaaaaaa!- Ninka z piskiem wskoczyła na łóżko. Alex spojrzała na nią obojętnym wzrokiem i pozwoliła , aby jej rączki oplotły jej ramiona. W pomieszczeniu nastała cisza, która stała się strasznie niezręczna. Gdyby nie ona, pewnie nie zauważyłbym, jak bardzo cicha jest moja narzeczona. Odstawiłem Filipa na podłogę i podszedłem do łóżka. Alex podniosła podbródek i spojrzała na mnie. W jej oczach malował się nieznany mi ból. Złapałem jej ciepłą dłoń i delikatnie pomasowałem każdego, znajdującego się tam knycia.
-Jak dobrze, że wróciłaś. – wyszeptałem, uśmiechając się. Kobieta nie zareagowała tak, jak bym się tego spodziewał. Wpatrywała się we mnie, jak w dziwną postać z bajki, którą widzi po raz pierwszy w życiu.
-Cześć. – odpowiedziała, przełykając ślinę. Nina puściła ją, dzięki czemu ja mogłem zająć to miejsce. Usiadłem na łóżku i mocno ją przytuliłem. Wtuliłem twarz w jej włosy, ręką podtrzymując za tył głowy. Jej ciało miało naturalny zapach wanilii, który wdychałem.
-Nawet nie wiesz, jak za tobą tęskniłem. – wyszeptałem. Położyła ręce na moich plecach, ale zamiast iskry namiętności, poczułem obezwładniający mnie chłód, jakbym przytulał się do wampira pozbawionego uczuć i duszy.
-Wróciłam. – wzruszyła ramionami. Kolejny raz się zawiodłem, spodziewając bardziej dobranych słów. Całując ją w policzek, odsunąłem się na kilka centymetrów. Jej twarz nadal nie oddawała żadnego uczucia oprócz zmieszania i obojętności.
- Kocham cię, mamusiu. – powiedziała uśmiechnięta Nina, tuląc się do jej ramienia. Alex spojrzała na nią przelotnie, nie dotykając jej , i ułożyła głowę na poduszce oglądając sufit. To było, jak cios poniżej pasa. To nie była ta sama kobieta, jaką znałem i kochałem.
„Zapomniała ? Nie kocha mnie ? Ma dość ?”- te myśli pojawił się równie szybko, jak i zniknęły. Nie pozwoliłem sobie tak myśleć. Ona nie straciła pamięci tylko zapadła w śpiączkę. Nie powinienem wymagać wielkiej wylewności,  nie wiedząc jak ja zachowałbym się na jej miejscu.
-Ucisz, proszę, go. – oznajmiła z niesmakiem, akcentując dobitnie każde słowo, kiedy Filip zaczął cicho płakać. Podejrzewam, że był głodny, a za z pośpiechu zapomniałem nawet butelki.
-Alex … To nasz syn. – zacząłem spokojnie.
-Jestem zmęczona, głowa mnie boli i naprawdę nie mam ochoty na wrzaski. Jakbyś nie wiedział, leżenie, przez nie wiem ile również, jest męczące. – odparła ostro. Zdziwiona zachowaniem matki Nina, podniosła się z poduszki.
-Okej. – uniosłem ręce w geście obrony.
-Idź z tatą. – powiedziała znacząco, twardym głosem do Niny, która posłusznie zeszła z łóżka i podeszła do mnie.
-Zobaczymy się jutro. – oznajmiłem, otwierając drzwi. Alex wywróciła oczami i odwróciła głowę w drugą stronę, aby uniknąć mojego wzroku.
-Tatusiu, dlacego mama byja zja ? – po niezręcznej ciszy między mną a córką, zaraz po wyjściu z Sali Alex, Ninka postanowiła się w końcu odzywać. Nie była przyzwyczajona do tak nienaturalnego zachowania matki i doskonale potwierdzały to jej zagubione tęczówki.
-Będzie dobrze, słońce. – w geście otuchy, pocierałem jej smukłe ramionka, podejmując decyzję. Tak, musimy dać jej czas.

***

Nie tak wyobrażałam sobie powrót do tego świata. Nie chciałam się czuć, jak śmieć; zagubiona, nieszczęśliwa i bezradna. Tą oszałamiającą mieszankę uczuć potęgowała myśl o narkotykach. To, jak się czułam po zażyciu ich. Zaczęłam chcieć wrócić do tamtego życia. Zapomnieć o wszystkim i wrócić kilka lat wstecz.
„Byłaś kompletną idiotką, myśląc, że będziesz miała wspaniałe życie. Nadal jesteś zimną suką” – kolejny dziś raz, odezwał się głos w mojej głowie, jakby ktoś tam był i kierował tym co czuję. Zamykając oczy, mocno zmięłam w pięściach trzymane prześcieradło i zacisnęłam powieki. Adrenalina, wypływając aortą z mojego serca, obezwładniła każdą, najmniejszą komórkę mojego ciała. Moja klatka uniosła się szybko, kiedy starłam się odrzucić te myśli, jednak obraz uśmiechniętego Marco i Niny, która tuliła się do mojego ramienia, potęgował moją niechęć do siebie. 

„Nie powinnaś jej urodzić. Zniszczyłaś sobie życie”

- Nie ! – krzyknęłam, a echo rozległo się w pustej Sali. Moje ciało objęło nieznośne zimno. Włożyłam dłonie we włosy, mocno za nie ciągnąc, aby w końcu pozbyć się tego co siedziało w mojej głowie. Syknęłam, czując ból.

„Miłość cię zabija. Powinnaś dawno go zostawić. Gdyby nie on, nigdy byś tu nie była. To on sprawił, że twoje życie to jedna wielka porażka. Jesteś suką i nic tego nie zmieni.”

-Zamknij się !- w moim głosie czaiła się rozpacz. Sięgnęłam po szklankę wody, która została przygotowana przez pielęgniarki, i z całej siły rzuciłam nią o ścianę. Szkło rozsypało się po podłodze, a woda pozostawiła cień postaci, której nie mogłam rozszyfrować. Była straszna, przez co moje ciało zadrżało. Maszyny, do których byłam przypięta, zaczęły nieznośnie piszczeć.

„Widzisz, co z tobą zrobił mała dziwko.” 

-Zostaw mnie, błagam !- kwiliłam. Nie wiem jak, ale spadłam wraz z prześcieradłem na podłogę. Z całej siły uderzałam w nią pięściami, próbując pozbyć się sprzecznych uczuć. Dlaczego nie czuję się jak kiedyś ? Dlaczego nie mam w sobie miłości ? Dlaczego patrząc na mojego syna, poczułam odrazę i niechęć ?!
                Nie mając już sił do walki z podłogą, która pozostała niewzruszona, opadłam i przyłożyłam czoło do zimnych kafelek, zalewając się łzami. To coś miało rację; jestem dziwką. To prawda. Gdybym nie urodziła Niny, Marco by do mnie nie wrócił, byłabym znów sama w swoim świecie, nie potrzebując nikogo prócz kokainy.  Poruszając gwałtownie nogami, próbowałam wydostać się z sideł, które zarzuciło na mnie prześcieradło. Niekontrolowany wysiłek fizyczny sprawił, że zaczynało mi brakować powietrza.
-Pani Schoch ! – usłyszałam za sobą głos pielęgniarki. Pobiegła do mnie i złapała za ramiona, próbując podnieść do pozycji siedzącej.
- Pieprz się ! – machnęłam ręką, przez co puściła moje ramię. Oddaliłam się od niej, dotykając ściany, plecami. Patrzyła na mnie przerażona zupełnie tak jak ja. Włosy przyklejały mi się do czoła, oblanego potem, a moje usta wykrzywione były w grymasie.
-Proszę dać sobie pomóc. – zaczęła spokojnie, wyciągając do mnie wypielęgnowaną dłoń. Natrętny głos opuścił mój umysł, ale ja nadal nie czułam się tak, jak chciałam. Podciągnęłam kolana i położyłam na nich podbródek, tworząc wokół siebie tarczę obronną.
-Spierdalaj !- kolejne przekleństwo wydostało się z moich ust.
-Poczekaj tu, a ja zawołam lekarza. – oznajmiła zrezygnowanie. Wyprostowała się i wybiegła z Sali w swoich białych klapkach. Nie zawahałam się ani chwili, aby stamtąd wyjść. Otuliłam się ciaśniej prześcieradłem i powoli biegnąc, wydostałam się z oddziału. Czekający ludzie w recepcji patrzyli na mnie z szeroko otwartymi oczyma. Bosymi stopami zbiegłam ze schodów i stanęłam na miękkiej trawie, unosząc głowę w stronę słońca, które ciepłym cieniem ogrzewało moje ciało i blade policzki.
-Musimy ją znaleźć. Nie może opuszczać szpitala ! – usłyszałam zdeterminowany głos mojego lekarza prowadzącego. Otuliłam się ramionami i ruszyłam na wskroś trawy. Moje nogi powoli odmawiały mi posłuszeństwa, a ciało wiotczało z każdym krokiem.
- Na Ludwikstraβe. – powiedziałam, bez zapytania wparowując do taksówki. Starszy pan popatrzył na mnie zdziwiony. – No jedz, dupku  ! – uderzyłam pięścią w zagłówek. Przestraszony pokiwał głową i odpalił samochód. Zagłębiłam się w siedzeniu, widząc jak opuszczam to okropne miejsce i mijam lekarza oraz pielęgniarkę, którzy stali na schodach, próbując znaleźć moją sylwetkę. W samochodzie było przyjemnie ciepło, ale nie odważyłam się zdjąć prześcieradła. Było ono, jak moja tarcza obronna. Palce u moich stóp, zdrętwiały. Przyłożyłam głowę do szyby, obserwując jak mijamy budynki, szkoły, domy, spacerujące rodziny. Nie chcąc, aby nieznajomy głos znów opanował mój umysł, zamknęłam oczy. Okazało się to złym posunięciem. W mojej głowie pojawił się obraz z dzisiejszej wizyty Marco. Mój żołądek boleśnie się skurczył. 
-Proszę pani. – cichy aczkolwiek bardzo męski głos, wypełnił przestrzeń samochodu. Gwałtownie otworzyłam oczy i rozejrzałam się dookoła. Byłam w dobrym miejscu. Otworzyłam drzwi i stanęłam bosymi stopami na zimnym chodniku. Taksówkarz miał otwartą szybę. Podeszłam bliżej i schyliłam się tak, aby widział moją twarz.
-Przepraszam, ale nie mam pieniędzy. Jak widzisz uciekłam ze szpitala, ale jeśli kiedyś zechcesz je odzyskać to znajdź mnie, a może ci obciągnę za te 15 euro. – uśmiechnęłam się sztcznie, a starszy pan głośno przełknął ślinę.
-Myślę, że nie będzie to potrzebne. – dodał zniesmaczony i ponownie zapalił silnik.
-W takim razie, do widzenia ! –pożyczyłam z udawaną życzliwością. Wystarczy z tymi czułościami na dziś. Odepchnęłam się od chodnika i żwawym korkiem podeszłam do drewnianych drzwi z małymi okienkami z przyciemnianego szkła. Niecierpliwie nacisnęłam dzwonek, wystukując nieznany rytm paznokciami na ścianie wykonanej z czerwonych cegieł. Po drugiej stornie drzwi, zdawałam się usłyszeć twarde kroki. Drzwi zgrzytnęły, a przede mną stanął Alan, który nic a nic, nie zmienił się w przeciągu tych lat. Moje ciało przeszedł dreszcz, czekając na to aż użyję karty kredytowej do bardziej pożytecznej rzeczy niż płacenie za zakupy oraz nosa zamiast oddychania.
-Witaj, piękna. – uśmiechnął się szeroko, skanując mnie od bosych stóp do czubka głowy. – Dawno się nie widzieliśmy.
-Daruj sobie. – burknęłam. – Masz chwilę ?
-Dla ciebie zawsze, skarbie. – jego ton ani na chwilę nie przestawał być namiętny. Przesunął się w bok, robiąc miejsce i gestem ręki zaprosił do środka.
-Dziękuję. – odparłam szorstko, stając na karmelowych płytkach. Zrzuciłam prześcieradło z ramion wraz zamykaniem się drzwi.  


------------------------------------------
Mam nadzieję, że mnie nie zabijecie ;D ( Za jakieś występujące błędy też ) XD
Buziaki :*
Alex

4 komentarze:

  1. Nie,nie i jeszcze raz nie dlaczego co??? Dlaczego robisz to i ich chcesz rozdzielić? Dzieci potrzebuja Alex i Marco tez jej potrzebuje a nie jakis Alan. Mam nadzieje, ze nie wymyślisz nic stradzniejszego. Pozdrawiam i zycze duzo weny a rozdzial jak zawsze geeniaaaaalny ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. No za co robisz z opowiadania dramat ona nie może wrócić do ćpania. Czekam na nexta.

    OdpowiedzUsuń
  3. Szkoda mi Alex bo właśnie teraz kiedy mogli by stworzyć wspaniałą rodzinę ona poczuła chęć do narkotyków :( Mam nadzieje, że wygra z chorobą i nałogiem :)
    Pozdrawiam :*
    Zapraszam na nowy rozdział lilikuba.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń