- Kochanie, wyjdziesz ze mną na spacer ? – zajrzałem do
pokoju mojej córki. Dziewczynka leżała wtulona w poduszkę, a cichy szloch niósł
echo po całym pomieszczeniu, uzupełnionym w zabawki, półki i łóżko, jak dla
najprawdziwszej księżniczki. Ninka podniosła się i rączkami wytarła łzy. Byłem
cholernie zły na siebie i Sylwię. To wszystko nie powinno mieć miejsca, a Ninka
wcale nie potrzebuje takich ekscesów.
Dziewczynka
odepchnęła się rączkami i zeskoczyła z łóżka. Poprawiła sukieneczkę i podeszła
do mnie, łapiąc za rękę. To dziecko to złoto, które jest cudowne i nie można go
wypuścić z rąk. Nie wiem, jak ja zachowałbym się na jej miejscu. Widać, że
prawdziwa z niej mamusia. Pogłaskałem ją po głowę, uśmiechając się
pocieszająco. W ciszy zeszliśmy na dół. W wózku czekał na nas Leo, ponieważ
Sylwii kazałem zamknąć się w pokoju. Jeśli córka mi wybaczy to wtedy będziemy
rozmawiać.
Otworzyłem
drzwi przed moją malutką kobietką, a kiedy wyszła – wyprowadziłem wózek z
Filipem. Spacerkiem udaliśmy się w najcichsze miejsce w Dortmundzie- jezioro,
znajdujące się zaraz za parkiem. Wózek
zostawiłem na brzegu, a wraz z Ninką weszliśmy na długi pomost. Uśmiechałem się
widząc, jak delikatnie stawia każdy krok, bojąc się, że coś pod nią może się
załamać. Stanęła, jak najbliżej się dało i spojrzała na podpływającego
łabędzia.
-Tatusiu, masz coś ? – zapytała, patrząc na mnie. Była już
lekko uśmiechnięta. Twierdzę iż było to spowodowane oddziałowywaniem białego
ptaka. Kucnąłem i wyciągnąłem do niej ręce zaciśnięte w pięści.
- Wybieraj. – powiedziałem. Ninka położyła palec na ustach,
intensywnie się zastanawiając.
- Lewa. – odpowiedziała zdecydowanie. Otworzyłem dłoń i
faktycznie, była w nim kromka chleba. Dziewczynka zabrała go z triumfalnym
uśmiechem i odwróciła się do łabędzia. W malutkich paluszkach rozrywała
pieczywo na malutkie kawałeczki, aby dać zwierzęciu. Korzystając z okazji,
objąłem ją ramionami od tyłu i pocałowałem w główkę.
-Przepraszam, skarbie. Tatuś się nie spodziewał. –
oznajmiłem zakłopotany. Przez długi czas zastanawiałem się, jak jej to
powiedzieć. Wiem, że jest mądrą dziewczynką i nie trzeba się wysilać, aby
wszystko zrozumiała.
- Ale kochaś mamusie ? – w jej głosie czaił się niepokój.
-Oczywiście, że tak, kochanie. – zapewniłem.
- A ta baba ?- zapytała, a ja zaśmiałem się cicho.
- Już dziś się od nas wyprowadzi. Obiecuję ci, że to się
więcej nie powtórzy. Ty, Filipek i mama jesteście najważniejsi.
-Wierzę ci tatusiu. – powiedziała cicho. Ostatnie kawałki
chleba wrzuciła do wody i zaplotła mi ręce na szyi, mocno przytulając.
Uśmiechnąłem się w duchu. Znów powróci spokój do mojego życia, bo nadzieja już
jest dzięki tej pielęgniarce, którą zajmuje się Alex.
-Marco ! – usłyszałem za sobą kobiecy głos. Jeśli to Sylwia
obiecuję, że utopie ją w tym brudnym stawie i skażę łabędziom zjeść jej ciało.
Puściłem Ninkę i stanąłem na wyprostowanych nogach. Na brzegu stała Izka,
uśmiechając się i trzymając Lisę za rączkę. Ninka rzuciła się w bieg, a ja
szybkim krokiem, szedłem za nią.
-Izka, co ty tu robisz ? – spytałem całując ją, w policzek,
na powitanie.
-Wyszłyśmy z Lisą na spacer i chciałyśmy w końcu zabrać ci
Sylwię.
- W samą porę. – westchnąłem ciężko. Złapałem wózek i razem
ruszyliśmy ku wyjściu wolnym spacerkiem. Dziewczynki były już daleko od nas, a
ich twarze zdobił szeroki uśmiech.
-Stało się coś ? – zerknęła na mnie wyraźnie zaniepokojona.
-Tak. Pocałowała mnie, kiedy we trójkę graliśmy w grę.
-Ja pierdole. – przystanęła przy wyjściu na chodnik. –
Zabiję ją. – uderzyła pięścią w murek. – Marco, tak bardzo cię przepraszam.
Mówiłam jej, że jesteś zajęty, że kochasz Alex, a ona jest moją najlepszą
przyjaciółką.
-Izka.- mruknąłem, złapałem ją za ramiona i odwróciłem w
swoją stronę. – Ty nie musisz obwiniać się za jej zachowanie. Obiecuję ci, że
jeszcze dziś do was wróci. – uśmiechnąłem się ukazując grymas na samo
wspomnienie tych wydarzeń.
- Naprawdę nie wiedziałam, że to zrobi. – przyznała, wzrokiem
nakazując Lisie, aby wróciła. Chwilę później dziewczynka stała obok niej, a ona
jako dobra matka poprawiła jej czapkę, naciągając na uszy.
-Ninka mi wybaczyła. To wystarczy. – mimo chodem spojrzałem
na córkę. Siedziała na ławeczce, machając nóżkami. – Mam tylko prośbę…
- Co tylko chcesz …
- Zostaniesz z dziećmi jutro, bo mam trening.
-Z chęcią, ale …
-Dziękuję. Jesteś wielka. – uśmiechnąłem się triumfalnie.
Pocałowałem ją w policzek na pożegnanie i niczym na skrzydłach podszedłem do
córki. Złapałem ją za rączkę i razem powędrowaliśmy do domu. Atmosfera przez
drogę była zupełnie inna niż poprzednio. Ninka śmiała się i żartowała. Takiej
jej chciałem mimo śpiączki matki i wszystkiego co przeżyła, kiedy jeszcze mnie
nie poznała.
-Tatusiu popatrz ! – głos mojej córki wyrwał mnie z
zamyśleń. Podniosłem głowę, aby
zobaczyć, że pod naszym domem stoi samochód moich rodziców. W mgnieniu oka moim
gardłem zawładnęła wielka gula. Na kilometr czuję kłopoty. Zdecydowanie nie powinienem
zostawiać Sylwii samej w domu.
-Chodź skarbie. – złapałem jej prawą rączkę, abyśmy
bezpiecznie przeszli przez białe pasy w kształcie prostokątów. Ninka pierwsza wpadła do domu, nie zdejmując
nawet bucików, a kurtkę zostawiła na podłodze obok komody. Mnie nie poszło już
tak szybko. Musiałem wciągnąć wózek po schodach, co musiałem robić delikatnie,
aby śpiący w nim Leo, nie obudził się. Zdziwiłem się, kiedy w salonie panowała
grobowa cisza, mieszająca się tylko ze śmiechem Ninki, kiedy otrzymała białą
czekoladę od dziadka. Niepewnie wkroczyłem do pomieszczenia, zostawiając Leo w
korytarzu. Mama z miną „Musimy porozmawiać” siedziała na fotelu ze
skrzyżowanymi nogami, które zdobiła jej dopasowana, szara spódnica. Tata,
ubrany koszulę w kratę oraz ciemne
spodnie, zajmował miejsce na kanapie, a na jego kolanie spoczywała Ninka. Zaś
Sylwia piłując swoje długie paznokcie siedziała na miękkim dywanie.
-Cześć Wam. – przywitałem się mało uprzejmie. Gdyby nie ta
sytuacja mama pewnie zganiłaby mnie, jak wtedy gdy byłem małym chłopcem i nie
powiedziałem „Dzień Dobry” nielubianej sąsiadce.
-Ninuś, a może pograsz z dziadkiem w piłkę ?- zapytał.
Dziewczynka odłożyła czekoladę i pociągnęła mojego tatę do ogrodu. Czemu mnie
to nie dziwi. Zawsze tak robił, próbując uniknąć skomplikowanej sytuacji.
-Marco. – zaczęła szorstko moja mama. – Może i nie pałałam
serdecznością do Alex, ale odkąd widzę, jak ją kochasz, postanowiłam się nie
wtrącać i uszanować twoją decyzję. Przyznam, że nawet zaczęłam ją lubić, więc
pytam cię co to ma, do jasnej cholery, znaczyć ?! – krzyknęła, wyrzucając
dłonie w powietrze co potwierdzało to, jak zdenerwowana była. Zdziwiony
spojrzałem na Sylwię. Kobieta podniosła tylko głowę i uśmiechnęła się słodko. –
Kolejna narzeczona ?! Nie wiem synu co robisz, ale wcale mi się to nie podoba.
– kompletnie ignorowała obecność Polki.
-Mamo to nie tak … - tłumaczenie się jednak nie było mi
dane.
- Marco nie tak cię wychowałam ! Chcesz mi powiedzieć, że
wszystko to kłamstwo i w tej sytuacji, kiedy Alex jest w stanie ciężkim, ty
spotykasz się z jakąś wywłoką !!
- Wypraszam sobie. – burknęła Sylwia, patrząc krzywo na moją
matkę. Poczucie winy narastało w moim ciele z minuty na minutę. Jak mogłem być
tak głupi, aby pomagać Sylwii.
- Nie wiem co ci powiedziała, ale to kłamstwo. Spotkałem ją
na weselu i przenocowałem, bo Iza nie mogła. Nic więcej. – odpowiedziałem.
-Nie wierzę ci, synu. – pokręciła głową, a ja mogłem
zobaczyć, jak w jej oczach zbierają się łzy. Jeszcze nigdy nie sprawiłem, aby
moja mama płakała i to przeze mnie nawet, kiedy popełniałem największy błąd –
ona starała się zachować racjonalną postawę i być silną.
-Sylwia, musimy porozmawiać. – oznajmiłem, podszedłem do
niej i chwyciłem za łokieć podciągając do góry.
-Lepiej uspokój mamę. – powiedziała lekko zdziwiona.
-Nie. – burknąłem zły. Ani na chwilę nie puściłem jej ręki,
aby mieć pewność, że nie ucieknie. Zaprowadziłem ją prosto do pokoju
gościnnego, który zajmowała. Chamsko pchnąłem ją w stronę łóżka i podszedłem do
szafy. Dziewczyna upadła na materac. Zacisnęła usta w cienką linię, ukazując
swoją dezaprobatę wobec mojego zachowania,
i podniosła się na rękach do
pozycji siedzącej.
- Trochę szacunku. – wymamrotała wzburzona, odgarniając
włosy do tyłu. Nie, nie jest mi przykro, że popsułem ci fryzurę. Zaśmiałem się
histerycznie na jej słowa.
-Przestań. – odparłem z odrazą. – Nie wiem co powiedziałaś
mojej mamie …
-Prawdę. – przerwała mi. Mocno zacisnąłem szczękę walcząc z
pokusą, aby jej nie uderzyć. Nigdy tego nie zrobiłem, ale ta kobieta jest
psychiczna.
- Chyba dla ciebie. – wywróciłem oczami i kucnąłem, aby
wyjąć jej walizkę z szafy. – Mam cię dość, rozumiesz ? Przez ciebie jestem
gównem w oczach kobiety, która mnie urodziła. Dlatego dziś się wyprowadzasz.
Jak dla mnie możesz nocować nawet w kartonie po telewizorze.
- Znudziłam ci się ? – popatrzyła na mnie z szeroko
otwartymi oczami. Nie zważając na jej minę, otworzyłem walizkę, kładąc przed
sobą. Wszystkie jej łachy niedbale wrzuciłem do jednej z jej komory. – Twoja
mama ma rację. Jesteś gównem. – przyznała, krzyżując ręce na klatce piersiowej.
- Chciałam ci pomóc zacząć życie od nowa, a ty wyrzucasz mnie jak zużytą
zabawkę.
- Czy Cię o to prosiłem ? – spojrzałem na nią, unosząc
podbródek.
- Widziałam to. – odparła pewnie.
- To było pytanie retoryczne. – wróciłem do pakowania, tym
razem, jej bielizny. Gdy skończyłem, zapiąłem zamki i postawiłem ją obok
Sylwii. – Jeśli coś zostawiłaś, odeślę pocztą. – powiedziałem krzyżując ręce na
piersiach. Jak w jednym momencie może zmienić wizerunek osoby w twoich oczach.
Myślałem, że jest poważną i mądrą młodą kobietą, z wieloma pasjami i
priorytetami w życiu, ale, jak widać, znacząco się pomyliłem.
- Powiem ci jedno.- stanęła naprzeciwko mnie, a w jej głosie
i postawie ciała widać było bojowe nastawienie. – Życzę ci, aby cała ta twoja
Alex nigdy się nie obudziła, a jeśli już to zrobi to niech obetnie ci chuja, a
potem wyrzuci na zbity pysk. – wycedziła. Przez moje ciało kolejny raz przelała
się fala złości. Jeśli ta kobieta nie opuści natychmiast tego domu, wszystko
może się źle skończyć. Takie gówno, jak
ona nie powinno nawet wypowiadać imienia mojej ukochanej, bo w żadnym calu jej
nie dorównuje.
-Wyjdź. – nakazałem zimno.
-I …
-Wyjdź !- ryknąłem, a ciepłe powietrze wydostało się z moim
ust. Sylwia na chwilę zamknęła oczy. Wzięła kilka oddechów i złapała walizkę.
Odrzucając włosy do tyłu, ruszyła korytarzem, a ja za nią. Na dole nadal czuć
było napiętą atmosferę. Szpilki Polki powodowały bolesne wykręcenie się moich
uszu, spowodowane tym okropnym dźwiękiem.
-Żegnaj Marco. – powiedziała pod samymi drzwiami. Okręciła
szyję szalikiem i złapała za klamkę. Nie kwapiłem się jej nawet odpowiedzieć.
Poczułem ulgę, kiedy zamknęła za sobą drzwi. Jeden problem z głowy. Pocierając
kark dla rozluźnienia, wróciłem do kuchni. Mama siedziała przy stole pijąc
jakieś ziółka, których ohydny zapach czułem nawet pół metra dalej, a tata
uspokajająco masował jej ramiona. Upewniając się, że Ninka jest zaobserwowana
oglądaniem bajek, usiadłem naprzeciwko zmartwionych rodziców.
- Chcę wam to wszystko wytłumaczyć od początku do końca. –
zacząłem.
-Słuchamy cię , synu …
------------------------------------------
Przepraszam za to opóźnienie, ale odkąd wszystkie sprawy załatwiam przez tableta, zapomniałam, jak używać komputer ! XD
Nie, to było tak pół żartem ;D
Życzę miłego czytania i liczę na jakiś komentarz, bo pod ostatnim nie pojawił się ani jeden ;)
Nie chcę pastwić się nad Wami i wymuszać każde słowo, zagrażając, że przestanę pisać, ale zależy mi na waszej opinii :)
Zresztą ! Każdy z Was zrobi to co zechce, a mi nic do tego :)
Pozdrawiam, Alex :*
Czekam z niecierpliwością na nexta. Rozdział super ciekawe co im ta jędza powiedziała. Z niecierpliwością czekam na nexta
OdpowiedzUsuń