sobota, 10 stycznia 2015

XLI



Rano strasznie bolała mnie głowa chociaż wypiłem tylko kieliszek francuskiego szampana, a jakby tego było mało – Nina postanowiła się zemścić za wcześniejszy powrót i obudziła mnie skakaniem po łóżku.

-Skarbie … - jęknąłem, chowając twarz w poduszkę.

-Ta baba ukradła mamie ubrania. – oznajmiła, marszcząc czoło. Na chwilę przestała i usiadła obok mnie.

-Zapomniała kluczy do domu i pożyczyła, bo mówiłem ci, że nie wolno chodzić na golasa. – powiedziałem, oplatając ją ramionami niczym bluszcz. Ninka jest bardzo przewrażliwiona, a do tego brakuje jej Alex, więc ta reakcja była, jak najbardziej na miejscu.

- Ja nie pozycam ubrań od Lisy! – odparła, spuszczając głowę.

-A będziesz się uśmiechać, jeśli pojedziemy do mamy ? – wreszcie otworzyłem oczy. Ninka uniosła kąciki swoich ust.

-Tiak ! – pisnęła szczęśliwa, mocno mnie przytulając. Zaśmiałem się cicho.

-To teraz zmykajmy na śniadanie. – oznajmiłem i niechętnie zwlokłem się z łóżka. Ninka chwyciła moją rękę i razem zeszliśmy na dół. Sylwia siedziała na blacie, w ubraniach mojej Alex, i popijała kawę z jej ulubionego kubka. Czy to jakiś paradoks ?

-O hej. – spojrzała na nas. Ninka przestała się uśmiechać, wyrwała swoją małą rączkę z mojej i zachmurzona usiadła przy stole.

-Cześć. – próbowałem się uśmiechnąć. Jej obecność tutaj wcale nie pomagała. Teraz ciągle w mojej głowie siedzi Alex.

-Zrobiłam ci kawę. – oznajmiła, podbródkiem wskazując kubek.

-Dzięki. – odparłem niemrawie. Wyciągnąłem z szafki małą bułkę, przekroiłem i posmarowałem nutellą. – Proszę, skarbie. – na małym talerzyku, podałem je Ninie i ucałowałem w głowę.

-Jak na samotnego ojca, nieźle sobie radzisz. – uśmiechnęła się.

-Robię to dla dzieci. – odpowiedziałem i wróciłem do blatu. Nalałem do szklanki soku pomarańczowego i postawiłem przed Ninką. 

- Tatusiu, mam ubrac sukjenkę czy spodnie ? – popatrzyła na mnie. Jej Buzka była cała w nutelli. Zaśmiałem się cicho i zrobiłem jej zdjęcie.

- A może ja ci pomogę co ? – za jej krzesłem zjawiła się Sylwia. Wzięła do rąk jej włosy i przeczesała palcami. – Tata nie zna się na modzie.

- Nje ! – krzyknęła. Wytarła zwilżoną chusteczką buzię i pobiegła na górę.

- Czyżby wszyscy wstali dziś lewą nogą ? Ty też jesteś jakiś osowiały.

-Boli mnie głowa. – westchnąłem. Chyba od nadmiaru problemów. Może jednak następnym razem trzy razy zastanowię się kogo zapraszam do domu.

-Przygotuję ci jakieś leki. – oznajmiła i powędrowała do kuchni.

- Jedziemy zaraz do szpitala. Zostajesz tutaj ? – spytałem. Znajcie wszyscy moje dobre serce.

- Jeśli nie masz nic przeciwko pojadę z wami do Izy. Wezmę kilka rzeczy, a później jeśli mogłabym to chciałabym jeszcze przenocować.

Co ?!

-Ach … tak. – nerwowo przeczesałem włosy. – Tak, możesz.

Co ja do cholery robię ?!

- Dziękuję ci bardzo. Ratujesz mi życie. – przelotnie pocałowała mnie w policzek, położyła leki oraz szklankę wody na stole i pobiegła na górę. Ta sytuacja robi się coraz bardziej niedorzeczna. Jestem aż tak bardzo samotny, że potrzebuję towarzystwa?



***

- Przepraszam, gdzie leży Alexandra Schoch ? – spytałem zaniepokojony pielęgniarki. Kilka dni temu leżała w Salu z numerem 43, a teraz ślad po niech zaginął. Najczarniejsze scenariusze przychodziły mi przez głowę, kiedy miła pielęgniarka sprawdzała coś w swoim komputerze.

-Ach tak ! Pani Schoch została przeniesiona. Po porodzie oraz zakażeniu nie ma śladu, więc może być na zwykłym oddziale. Została również odpięta od aparatury. Wszystko zmierza w dobrym kierunku. – uśmiechnęła się.

-Dziękuję. – odpowiedziałem wypuszczając powietrze. Ta kobieta jest jak objawienie. Wszystko zmierza w dobrym kierunku ? Czyli nadzieja jest. – Chodź, skarbie. – złapałem Ninkę za rękę, która była uśmiechnięta. Ponieważ Filip spał w najlepsze, zostawiłem go pod opieką drugiej pielęgniarki, z którą rozmawiałem przy wcześniejszej wizycie. To ona również towarzyszyła mojej dziewczynie po porodzie, a ja darze ją zaufaniem.

                Otworzyłem drzwi. Ninka była chwilę zagubiona, ale potem wskoczyła Alex na kolana. Ona naprawdę wyglądała dobrze.

- Mamusia. – Ninka przytuliła się do niej.

-Delikatnie, kochanie. – upomniałem ją z uśmiechem. Podszedłem do łóżka i pocałowałem Alex w czoło.

- Mamusiu byliśmy na wesjelu, tancyłam z Lisą […]- opowieści Niny nie miały końca. Ja tylko siedziałem i słuchałem, a kilka samotnych łez samych spłynęło po moim policzku. Widząc jak Nina pragnie, aby Alex obudziła się, wypowiedziała chociaż jedno słowo albo nawet przytuliła, było okropne. Ona tak bardzo jej potrzebuje, jak my wszyscy.

-Kochanie, chodźmy już. – wyciągnąłem do córki rękę.

-Pa mamusiu . – Nina pocałowała ją w policzek na co Alex zamrugała powiekami, lecz ich nie otworzyła.

-Na co patrzysz tatusiu ? – spytała Ninka, stojąc obok mnie. To miało znaczyć – wszystko idzie w dobrym kierunku ?

- Niedługo będziesz już z nami. – wyszeptałem blisko ucha mojej ukochanej i na pożegnanie pocałowałem ją w usta. Jakże pewny jestem swoich słów. Nie może być inaczej.

                Razem odebraliśmy Filipa, którego wybawiły pielęgniarki i nie chętnie chciały oddać, tłumacząc, że jest tak słodki, grzeczny i przystojny. Ciekawe po kim to odziedziczył ?

- Sylwia ? Co ty tu robisz ? – spytałem zdziwiony obecnością kobiety przy moim samochodzie na szpitalnym parkingu.

-Stwierdziłam, że sama przyjdę. – wzruszyła ramionami.

- Nie musiałaś. – powiedziałem i jako pierwszego do samochodu wypakowałem Filipa. Zaraz po nim z nietęgą miną, na siedzenie wskoczyła Nina. Naprawdę , Sylwia nieco się pośpieszyła. Jeszcze przed chwilą Ninka była chodzącym szczęściem.

-Ale chciałam. – uśmiechnęła się brunetka. Niestety musiałem dzieciaki zapiąć pasami i nie dbałem o to co powie, jeśli nie otworze jej drzwi. Szybko usiadłem za kierownicę i włączyłem się w ruch.

                Sylwia, przez całą drogę, próbowała nawiązać rozmowę na szerszą skalę, lecz ja ciągle myślałem o Alex. Wszystko idzie w dobrym kierunku , mrugające powieki, śniada skóra, błyszczące i zdrowiej wyglądające włosy … To naprawdę cud!

-Może zagramy w jakąś grę ? – zaproponowała Sylwia siadając na dywanie w salonie.

-No dozie- niechętnie zgodziła się Nina i przyniosła wielką plansze, pionki, papierowe pieniądze i kostki. Kiedy dziewczyny rozkładały ją, aby móc zagrać, Marco nakarmił Filipa i położył go do wózka, podając jakieś zabawki. Następnie sam usiadł pomiędzy dziewczynami i rozpoczęli grę.

                Wszystko zdawać się mogło szło w dobrym kierunku, atmosfera była sympatyczna, w kominku tlił się ogień. Do czasu. Ostanie rzuty kostką i przyszedł czas na wyniki.

- Wygrałam ! – krzyknęła triumfalnie Sylwia i rzuciła się na Marco obdarowując go gorącym pocałunkiem. Mężczyzna nie wiedział co się dzieje. Jej usta na jego. Ręce przetrzymywały głowę. Kiedy Sylwia postanowiła przestać, Marco dostrzegł łzy w oczach córki. Rzuciła pionki oraz kostkę na podłogę i wstała.

-Jesteś głupia ! – z całej siły, jaką posiadała popchnęła Sylwię na podłogę i zrozpaczona pobiegła do pokoju. Marco pokręcił głową i udał się do swojej sypialni, obmyślając plan rozmowy z córką. To nie tak miało wszystko wyglądać. Z bezsilności uderzył pięścią w ścianę. A Sylwia ? Sylwia była zadowolona i położyła palce na swoich ustach nadal czując na nich jego dotyk. 

-------------------------------'
Przepraszam za błędy ! :D 
Już teraz chciałabym zaprosić Was na nowego bloga loveisblind-marcoreus-fanfiction.blogspot.com
 Startujemy 31 stycznia ( zdradzę Wam, że tego samego dnia pojawi się ostatni rozdział, kończący to opowiadanie, ale na razie nie  przejmujcie się tym :)) 
Pozdrawiam, Alex :*

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz