Rano strasznie bolała mnie głowa chociaż wypiłem tylko
kieliszek francuskiego szampana, a jakby tego było mało – Nina postanowiła się
zemścić za wcześniejszy powrót i obudziła mnie skakaniem po łóżku.
-Skarbie … - jęknąłem, chowając twarz w poduszkę.
-Ta baba ukradła mamie ubrania. – oznajmiła, marszcząc
czoło. Na chwilę przestała i usiadła obok mnie.
-Zapomniała kluczy do domu i pożyczyła, bo mówiłem ci, że
nie wolno chodzić na golasa. – powiedziałem, oplatając ją ramionami niczym
bluszcz. Ninka jest bardzo przewrażliwiona, a do tego brakuje jej Alex, więc ta
reakcja była, jak najbardziej na miejscu.
- Ja nie pozycam ubrań od Lisy! – odparła, spuszczając
głowę.
-A będziesz się uśmiechać, jeśli pojedziemy do mamy ? –
wreszcie otworzyłem oczy. Ninka uniosła kąciki swoich ust.
-Tiak ! – pisnęła szczęśliwa, mocno mnie przytulając.
Zaśmiałem się cicho.
-To teraz zmykajmy na śniadanie. – oznajmiłem i niechętnie
zwlokłem się z łóżka. Ninka chwyciła moją rękę i razem zeszliśmy na dół. Sylwia
siedziała na blacie, w ubraniach mojej Alex, i popijała kawę z jej ulubionego
kubka. Czy to jakiś paradoks ?
-O hej. – spojrzała na nas. Ninka przestała się uśmiechać,
wyrwała swoją małą rączkę z mojej i zachmurzona usiadła przy stole.
-Cześć. – próbowałem się uśmiechnąć. Jej obecność tutaj
wcale nie pomagała. Teraz ciągle w mojej głowie siedzi Alex.
-Zrobiłam ci kawę. – oznajmiła, podbródkiem wskazując kubek.
-Dzięki. – odparłem niemrawie. Wyciągnąłem z szafki małą
bułkę, przekroiłem i posmarowałem nutellą. – Proszę, skarbie. – na małym
talerzyku, podałem je Ninie i ucałowałem w głowę.
-Jak na samotnego ojca, nieźle sobie radzisz. – uśmiechnęła
się.
-Robię to dla dzieci. – odpowiedziałem i wróciłem do blatu.
Nalałem do szklanki soku pomarańczowego i postawiłem przed Ninką.
- Tatusiu, mam ubrac sukjenkę czy spodnie ? – popatrzyła na
mnie. Jej Buzka była cała w nutelli. Zaśmiałem się cicho i zrobiłem jej
zdjęcie.
- A może ja ci pomogę co ? – za jej krzesłem zjawiła się
Sylwia. Wzięła do rąk jej włosy i przeczesała palcami. – Tata nie zna się na
modzie.
- Nje ! – krzyknęła. Wytarła zwilżoną chusteczką buzię i
pobiegła na górę.
- Czyżby wszyscy wstali dziś lewą nogą ? Ty też jesteś jakiś
osowiały.
-Boli mnie głowa. – westchnąłem. Chyba od nadmiaru
problemów. Może jednak następnym razem trzy razy zastanowię się kogo zapraszam
do domu.
-Przygotuję ci jakieś leki. – oznajmiła i powędrowała do
kuchni.
- Jedziemy zaraz do szpitala. Zostajesz tutaj ? – spytałem.
Znajcie wszyscy moje dobre serce.
- Jeśli nie masz nic przeciwko pojadę z wami do Izy. Wezmę
kilka rzeczy, a później jeśli mogłabym to chciałabym jeszcze przenocować.
Co ?!
-Ach … tak. – nerwowo przeczesałem włosy. – Tak, możesz.
Co ja do cholery
robię ?!
- Dziękuję ci bardzo. Ratujesz mi życie. – przelotnie pocałowała
mnie w policzek, położyła leki oraz szklankę wody na stole i pobiegła na górę.
Ta sytuacja robi się coraz bardziej niedorzeczna. Jestem aż tak bardzo samotny,
że potrzebuję towarzystwa?
***
- Przepraszam, gdzie leży Alexandra Schoch ? – spytałem
zaniepokojony pielęgniarki. Kilka dni temu leżała w Salu z numerem 43, a teraz
ślad po niech zaginął. Najczarniejsze scenariusze przychodziły mi przez głowę,
kiedy miła pielęgniarka sprawdzała coś w swoim komputerze.
-Ach tak ! Pani Schoch została przeniesiona. Po porodzie
oraz zakażeniu nie ma śladu, więc może być na zwykłym oddziale. Została również
odpięta od aparatury. Wszystko zmierza w dobrym kierunku. – uśmiechnęła się.
-Dziękuję. – odpowiedziałem wypuszczając powietrze. Ta
kobieta jest jak objawienie. Wszystko
zmierza w dobrym kierunku ? Czyli nadzieja jest. – Chodź, skarbie. –
złapałem Ninkę za rękę, która była uśmiechnięta. Ponieważ Filip spał w
najlepsze, zostawiłem go pod opieką drugiej pielęgniarki, z którą rozmawiałem
przy wcześniejszej wizycie. To ona również towarzyszyła mojej dziewczynie po
porodzie, a ja darze ją zaufaniem.
Otworzyłem
drzwi. Ninka była chwilę zagubiona, ale potem wskoczyła Alex na kolana. Ona
naprawdę wyglądała dobrze.
- Mamusia. – Ninka przytuliła się do niej.
-Delikatnie, kochanie. – upomniałem ją z uśmiechem.
Podszedłem do łóżka i pocałowałem Alex w czoło.
- Mamusiu byliśmy na wesjelu, tancyłam z Lisą […]- opowieści
Niny nie miały końca. Ja tylko siedziałem i słuchałem, a kilka samotnych łez
samych spłynęło po moim policzku. Widząc jak Nina pragnie, aby Alex obudziła
się, wypowiedziała chociaż jedno słowo albo nawet przytuliła, było okropne. Ona
tak bardzo jej potrzebuje, jak my wszyscy.
-Kochanie, chodźmy już. – wyciągnąłem do córki rękę.
-Pa mamusiu . – Nina pocałowała ją w policzek na co Alex
zamrugała powiekami, lecz ich nie otworzyła.
-Na co patrzysz tatusiu ? – spytała Ninka, stojąc obok mnie.
To miało znaczyć – wszystko idzie w
dobrym kierunku ?
- Niedługo będziesz już z nami. – wyszeptałem blisko ucha
mojej ukochanej i na pożegnanie pocałowałem ją w usta. Jakże pewny jestem
swoich słów. Nie może być inaczej.
Razem
odebraliśmy Filipa, którego wybawiły pielęgniarki i nie chętnie chciały oddać,
tłumacząc, że jest tak słodki, grzeczny i przystojny. Ciekawe po kim to
odziedziczył ?
- Sylwia ? Co ty tu robisz ? – spytałem zdziwiony obecnością
kobiety przy moim samochodzie na szpitalnym parkingu.
-Stwierdziłam, że sama przyjdę. – wzruszyła ramionami.
- Nie musiałaś. – powiedziałem i jako pierwszego do
samochodu wypakowałem Filipa. Zaraz po nim z nietęgą miną, na siedzenie
wskoczyła Nina. Naprawdę , Sylwia nieco się pośpieszyła. Jeszcze przed chwilą
Ninka była chodzącym szczęściem.
-Ale chciałam. – uśmiechnęła się brunetka. Niestety musiałem
dzieciaki zapiąć pasami i nie dbałem o to co powie, jeśli nie otworze jej
drzwi. Szybko usiadłem za kierownicę i włączyłem się w ruch.
Sylwia,
przez całą drogę, próbowała nawiązać rozmowę na szerszą skalę, lecz ja ciągle
myślałem o Alex. Wszystko idzie w dobrym
kierunku , mrugające powieki, śniada skóra, błyszczące i zdrowiej
wyglądające włosy … To naprawdę cud!
-Może zagramy w jakąś grę ? – zaproponowała Sylwia siadając
na dywanie w salonie.
-No dozie- niechętnie zgodziła się Nina i przyniosła wielką
plansze, pionki, papierowe pieniądze i kostki. Kiedy dziewczyny rozkładały ją,
aby móc zagrać, Marco nakarmił Filipa i położył go do wózka, podając jakieś
zabawki. Następnie sam usiadł pomiędzy dziewczynami i rozpoczęli grę.
Wszystko
zdawać się mogło szło w dobrym kierunku, atmosfera była sympatyczna, w kominku
tlił się ogień. Do czasu. Ostanie rzuty kostką i przyszedł czas na wyniki.
- Wygrałam ! – krzyknęła triumfalnie Sylwia i rzuciła się na
Marco obdarowując go gorącym pocałunkiem. Mężczyzna nie wiedział co się dzieje.
Jej usta na jego. Ręce przetrzymywały głowę. Kiedy Sylwia postanowiła przestać,
Marco dostrzegł łzy w oczach córki. Rzuciła pionki oraz kostkę na podłogę i
wstała.
-Jesteś głupia ! – z całej siły, jaką posiadała popchnęła
Sylwię na podłogę i zrozpaczona pobiegła do pokoju. Marco pokręcił głową i udał
się do swojej sypialni, obmyślając plan rozmowy z córką. To nie tak miało
wszystko wyglądać. Z bezsilności uderzył pięścią w ścianę. A Sylwia ? Sylwia
była zadowolona i położyła palce na swoich ustach nadal czując na nich jego
dotyk.
-------------------------------'
Przepraszam za błędy ! :D
Już teraz chciałabym zaprosić Was na nowego bloga loveisblind-marcoreus-fanfiction.blogspot.com
Startujemy 31 stycznia ( zdradzę Wam, że tego samego dnia pojawi się ostatni rozdział, kończący to opowiadanie, ale na razie nie przejmujcie się tym :))
Pozdrawiam, Alex :*
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz