sobota, 17 stycznia 2015

XLIII



Obudziłem się o 6 rano. Wygrzebałem się z białej pościeli i usiadłem na krańcu łóżka, pozwalając stopom dotknąć zimnej podłogi. Energicznie potarłem twarz dłońmi, aby odgonić sen i zamieść go w najskrytsze zakamarki mojego mózgu. Sięgnąłem po koszulkę, która wisiała na krześle. Założyłem ją na swój nagi tors i na palcach pokonałem korytarz oraz schody. W kuchni nadal panował bajzer po przeciągniętej do później nocy, rozmowy z rodzicami, którzy wyjechali ze względu na swoje obowiązki chociaż proponowałem im nocleg. Odkręciłem niebieski korek butelki i wziąłem duży łyk wody. Odstawiłem ją i powędrowałem do łazienki, aby zdjąć z kaloryfera ubrania dla Ninki. Szybko nie wstanie, ponieważ dziś jest sobota, ale nie chcę narażać Izki na poszukiwaniu czegokolwiek, gdyż dom wygląda, jakby przeszedł przez niego huragan. Tak się właśnie kończy brak ręki ukochanej, która dbała o porządek, kwiaty, które już dawno uschły, oraz podtrzymywanie ogniska domowego.
                Z jasną bluzeczką i czarnymi legginsami powędrowałem do salonu. Położyłem je na kanapie i wróciłem do kuchni, spoglądając dokładnie w szafki. Wyjąłem z nich mleko dla Filipa oraz nutellę i wczorajszy, razowy chleb na kanapki dla Niny. Nie zdążyłem wykonać kolejnego ruchu, gdyż rozległ się dźwięk dzwonka. Zgromiłem w duchu Izkę za to dzwonienie. Szybko podszedłem do mahoniowego prostokąta i pociągnąłem go do siebie.
-Co ty tu, do cholery, robisz ? – spytałem, czując jak irytacja bierze nade mną górę. Na niewysokim stopniu stała Sylwia otulona białym szalikiem, chroniąc swoje policzki przed siarczystym wiatrem, którego jeden z silniejszych wichrów zdążył wpaść do wnętrza domu i objąć mrozem moje ramiona nawet przez koszulkę.
-Nie pozwoliłeś Izie wytłumaczyć, że dziś nie może. – wzruszyła ramionami i posłała mi ciepły uśmiech. Dzięki temu, że stałem bokiem, mogła swobodnie wejść do mieszkania. Zacisnąłem szczękę i przełknąłem ślinę. Miałem nadzieję, że wyjedzie jeszcze wczoraj i da mi święty spokój. Co jak co, ale laska jest naprawdę zawzięta i strasznie irytująca.
-Zgaduję, że przyszłaś tu za nią. – wywróciłem oczami, zamykając drzwi. Kobieta dobrze widziała ten nieuprzejmy gest z mojej strony, ale postanowiła go zignorować. W szybkim tempie pozbyła się kurtki wrzucając ją w moje dłonie. Kiedy wieszałem ją na wieszaku, ona weszła do kuchni. Smukłymi palcami z idealnie wymalowanymi paznokciami, objęła kubek i zbliżyła go do swojej twarzy. Wzięła głęboki oddech, a kiedy zapach ziółek dotarł do jej nozdrzy, skrzywiła się.
-Yhh … - wymamrotała ze niesmakiem i odstawiła go do zlewu. – Widzę, że kolacyjka z rodzinką udała się. – wzrokiem obleciała cały salon oraz miejsce, w którym stała.
-To nie twoja sprawa. – odpowiedziałem chłodno. Oparłem się barkiem o ścianę i skrzyżowałem ręce na piersi.
- Okej. – uniosła ręce w geście obronnym. – Chciałam tylko pomóc. Chyba nie zamierzałeś zostawić dzieci samych.
I tu mnie miała. Jeśli odpuszczę sobie kolejny z rzędu trening, mogę pożegnać się z wyjściową jedenastką, a za tym ciągną się moje pobory oraz pozycja  kariery, która do śpiączki Alex była wyśmienita. Zamknąłem oczy, chwilę analizując sytuację. Prawda. Pamiętam, jak szybko dziękowałem Izce za pomoc. Skrzywiłem się na samo wspomnienie. Gdybym dał jej dokończyć, załatwiłbym chociaż nianię.
-Dobrze. – powiedziałem, patrząc na brunetkę, która wycierała stół małą ściereczką. – Ale pamiętaj. – odepchnąłem się od ściany i podszedłem do niej. – To ostatni raz, kiedy się widzimy. Zostaniesz z moimi dziećmi, co nie bardzo jest mi na rękę, ale nie mam innego wyjścia, a potem znikasz z mojego życia raz na zawsze.
-Skoro chcesz wegetować, łudząc się, że stanie się niemożliwe to proszę bardzo. – wzruszyła ramionami.
-Sylwia !- zgromiłem ją wzrokiem, uderzając pięścią w stół. Kobieta lekko podskoczyła, ale idealnie udawało się jej zamaskować strach, który jeszcze chwilę temu widziałem w jej oczach. Posłałem jej groźne spojrzenie, które potwierdzało zdanie, wypowiedziane przeze mnie  wcześniej. Sylwia uznała to za wskazówkę, że nie uda się jej dalej walczyć, więc poddała się sygnalizując to lekkim skinieniem głowy. Przegryzła wargę i obróciła się tyłem do mnie, podchodząc do szafki. Wypuściłem powietrze z płuc i powędrowałem na górę. Ubrałem tylko świeże dresy i spakowałem torbę. Branie prysznicu było zbędne, gdyż po treningu będzie ze mnie tylko jedna wielka plama tym bardziej, że mam ochotę się dziś wyżyć. Wraz z potem wylać z siebie, tłamszące się w środku emocje. Żałość, złość, bezradność.
                Z torbą na ramieniu, wróciłem do kuchni.
- Mam nadzieję, że wiesz co robić. – dodałem przelotnie, przechodząc obok Sylwii, która zamiatała korytarz. Założyłem na siebie kurtkę i chwyciłem kluczyki z komody.
-Nie robię tego pierwszy raz. – burknęła oburzona brakiem wiary, z mojej strony, w jej umiejętności.
-Pamiętaj tylko o tym co ci mówiłem. – znacząco pokiwałem głową, łapiąc za klamkę. Dziewczyna na chwilę  zaprzestała swoich czynności i stanęła wyprostowana.
- Jeśli ciągle mi o tym przypominasz … - wzruszyła ramionami i przechyliła głowę w bok.
- Na razie. – rzuciłem niedbale i zamknąłem za sobą drzwi. Zimy wiatr rozwiał moją ułożoną fryzurę. Zapiąłem zamek kurki, aby się ogrzać i otworzyłem bagażnik samochodu. Wrzuciłem niedbale torbę, a mój wzrok uchwycił coś srebrnego. Wyciągnąłem rękę i napotkałem fakturę nowych butów Alex, których nawet nie zdążyła założyć. Z myślą o tym, jak niesprawiedliwe jest życie, z impetem wrzuciłem je tam skąd zabrałem i z hukiem zamknąłem bagażnik. Zająłem miejsc kierowcy i odpaliłem swoją maszynę. Wyjechałem z bramy i skierowałem się do centrum. Mój wzrok ciągle skupiony była na drodze.
„Alex, nie wytrzymam dłużej” – odezwał się głos w mojej głowie. Momentalnie nacisnąłem hamulec, widząc czerwone światło. Oparłem tył głowy o zagłówek, zamknąłem oczy i głęboko westchnąłem.
- Tęsknię za tobą, kurwa. – wyrzuciłem z siebie, zaciskając palce na kierownicy. To wszystko, naprawdę, zaczęło mnie przerastać. Nie będę umiał tak na dłuższą metę. Nie zastąpię moim dzieciom matki ani nie zrobi to żadna inna kobieta w tym Sylwia. Dlaczego to nie mogło spotkać mnie ? Alex z pewnością dała by sobie radę. Jestem tego pewien.
                Z zamyśleń wyrwał mnie dźwięk klaksonu. Otworzyłem oczy i zerknąłem w lusterko. W małym, starym Oplu siedział gruby „koksu”, nie mając ani grama mięśnia tylko tkankę tłuszczową od jedzenia schabowych. Jego twarz, pokryta wielkimi pryszczami,  była czerwona ze złości.
-Nie pęknij chłopie. – mruknąłem sam do siebie i do końca dociskając pedał gazu, ruszyłem. Jestem pewien, że kolesiowi zbledła mina. Minąłem kilka samochodów, które wlokły się nie dorównując  obrotom mojego Range Rover’a, i zajechałem na parking pod stadionem. Wybrałem wolne miejsce obok samochodu Kevina i stanąłem na kostce. Z bagażnika wyciągnąłem torbę, zawiesiłem sobie na ramieniu i ruszyłem w stronę Signal Iduna Park, zamykając mój wóz jednym przyciskiem na małym pilocie. Schowałem klucze do tylniej kieszeni dresów i otworzyłem drzwi. Od progu zalała mnie fala gorącego powietrza. Z tego co wywnioskowałem wszyscy już byli, a ja zwykle musiałem się spóźnić.
-Cześć Wam.- krzyknąłem, stawiając torbę na niskiej ławce naprzeciwko mojej szafki. Moje przywitanie uciszyło żwawe rozmowy innych zawodników.
-Siemanko, Rojsu. – z szerokimi uśmiechami podeszli do mnie Łukasz i Kuba. Ci dwaj rzadko się rozdzielają.
-Co tam ? – zagadnąłem, zdejmując koszulkę przez głowę. Odłożyłem ją na torbę i zabrałem się za zdejmowanie spodni.
- Z Ewką byliśmy u Alex. – oznajmił Piszczu, siadając na ławce po mojej prawej stronie. W sercu poczułem lekkie ukłucie. Przez cały ten roller coaster w moim życiu, nie mam nawet czasu jej odwiedzić. – Wyładniała tak, że chocho… - gdyby nie poważny stan tej sytuacji, z pewnością dostałby w mordę chociaż wiem, jak wierny i posłuszny jest swojej żonie. – Ewka wymalowała jej paznokcie i ścięła włosy. Pielęgniarka mówiła, że wyniki z dnia na dzień się poprawiają.
- Dzięki. – poklepałem go po plecach.
-Nie ma sprawy. – uśmiechnął się serdecznie.
-A mi Agata kazała przekazać, abyś częściej przyprowadzał dzieciaki. – oznajmił, do tej pory, milczący Kuba. Odwróciłem głowę w drugą stronę i podniosłem podbródek, aby na niego spojrzeć.
-Okej. – odparłem beznamiętnie i wróciłem do wiązania korków. Doskonale czułem ich opiekuńczość nade mną i byłem im wdzięczny, choć staram się nie obarczać żadnego z przyjaciół, moimi problemami.
- Chłopcy ! Zapraszam na boisko. – głowa Jurgena pojawiła się w szatni. Wszyscy, w jednym czasie, założyliśmy bluzy, szaliki oraz czapki, chroniące przed dzisiejszą pogodną, i gęsiego wyszliśmy z szatni.
                Trening zaczął się od przebiegnięcia 10 kółek. Pomysł uzyskał ode mnie wielką aprobatę. Wyprzedzałem każdego zawodnika, aby biec jak najszybciej i pozbyć się tego bólu, który wyniszczał mnie z dnia na dzień. Pod koniec 8 byłem tak wykończony, że potknąłem się o własne nogi. Padłem na trawę, głęboko oddychając, aby ustabilizować pracę mojego serca. Położyłem dłoń na klatce piersiowej i spojrzałem w niebo. Było dziś całkowicie białe, jakby za chwilę miał spać śnieg.
                Chwilę potem widok, który podziwiałem, zasłoniła mi głowa Jurgena. Na jego czole widniała wielka zmarszczka co oznaczało, że jest zły albo zmartwiony. Albo jedno i drugie. Dopiero jego mina utwierdziła mnie, że zachowałem się kompletnie nie odpowiedzialnie. Nie powinienem się tak przemęczać choćby dlatego że ominąłem kilka poprzednich treningów, z powodu złego stanu psychicznego.
- Co to miało być, Reus? – podał mi swoją dużą dłoń, abym mógł się podnieść. Spojrzałem za siebie. Reszta drużyny ćwiczyła już z piłkami, czasami posyłając mi pytające spojrzenia.
- Przepraszam trenerze. – odpowiedziałem ze skruchą. Przez chwilę czułem się, jak skarcony sześciolatek, ale potem myśl o Alex znów obezwładniła mój umysł.
- Nie chciałbym myśleć, jak to mogłoby się skończyć. – powiedział szorstko. –Jeśli to się powtórzy, nie licz na miejsce w wyjściowej jedenastce.
-Będę miał to na uwadze. – odparłem z lekkim  znudzeniem. Okej, zrozumiałem co źle zrobiłem i nie potrzebuję jeszcze kolejnej pogadanki, a reszta treningu pójdzie się jebać.
- Ale gdzie ty idziesz?- zapytał zdziwiony, widząc jak odwracam się i mam zamiar dołączyć do kolegów. – Dzisiaj nie ćwiczysz. Kółka powinny ci wystarczyć.
- Trenerze … - jęknąłem przeciągle.
-Przykro mi Reus. Nie chcę stracić jednego z lepszych zawodników w tej drużynie. Możesz się przebrać. Zobaczymy się za 2 dni. – skrzyżował ręce i odszedł w stronę ćwiczących chłopaków. Złość, którą starałem się wyrzucić, wróciła ze zdwojoną siłą. Zacisnąłem szczękę, a moje nozdrza rozszerzyły się, kiedy łapałem krótkie, kipiące wściekłością, oddechy. Machnąłem tylko ręką i zszedłem z boiska. Zatrzymałem się przed drzwiami do szatni. Kopnąłem je z całej siły i przyłożyłem czoło do zimnej ściany. Sprzątaczka, która wychodziła z gabinetu Jurgena, otworzyła szeroko oczy. Jej mina zdradzała to, że boi się mojego zachowania. Niczym mysz, na paluszkach minęła mnie, a potem szybkim krokiem udała się do małego składziku. Chyba będę musiał przenieść jej jakieś czekoladki. Wszedłem do pomieszczenia i szybko się przebrałem w poprzednie ubrania. Może jednak wyjście wcześniej nie jest złym pomysłem. Oszczędzę Ninie widoku Sylwii w naszym domu i może a nuż uda mi się zabrać ją na lody albo do kina.
                Z tą pocieszającą myślą, opuściłem obiekt i wsiadłem do samochodu.  Wypuściłem zamagazynowane powietrze z ust i uderzyłem pięścią w kierownicę. Wystarczyła chwila, abym mógł się rozpłakać. Cała ta sytuacja zobrazowała mi, jak kruche jest nasze życie. Przedtem żyłem w luksusie, nie myśląc o tym co będzie, chciałem się bawić i korzystać z życia póki jestem młody, rozwijając również swoją karierę. Dziś wiem, że to było głupie. Na dłuższą metę nie da się tak żyć. Potrzebujesz obok siebie osoby, która wesprze, pocieszy, dotknie, pocałuje i będzie Cię kochać nad życie, a ty ją z wzajemnością, trzymając w ramionach, jakby świat miał się jutro skończyć. Chłonąc każdą chwilę jej bliskości, szepczesz słowa ubóstwiające twoją ukochaną. A potem przychodzą pierwsze trudności. Zostawiasz ją w czterech, białych i zimnych ścianach starego szpitala, a sam musisz iść dalej, starając być silnym.
-Pierdole to wszystko. – wyrzuciłem z siebie z rosnącą złością. Przekręciłem kluczyk i włączyłem się do ruchu. Samochód ani na chwilę nie przestawał mknąć, posłusznie oddając się we władanie mojej stopy, która wyciskała z niego coraz szybszą prędkość. Szalona jazda pomogła mi się uspokoić. Inaczej nie wszedłbym do domu, bojąc się, że mogę powiedzieć coś czego każdy na moim miejscu potem by żałował. Wysiadając z samochodu, nie kwapiłem się wyciągnąć torby z bagażnika. Chciałem jak najszybciej znaleźć się w domu, przytulić dzieci, które dają mi siłę do działania, i spędzić z nimi cały wieczór.
                Na chwilę przystanąłem pod drzwiami. Zamknąłem oczy, czując jak na mojej twarzy rozbryzgują się małe krople, spadające z nieba. Licząc do dziesięciu, starałem wyrzucić z siebie całą nagromadzoną frustrację. Delikatnie złapałem za klamkę i pociągnąłem drzwi w swoją stronę. W progu przywitał mnie kwiatowy zapach płynu do podłogi, mieszający się ze specyfikiem do mebli, a całość przyprawiała o zawrót głowy. Usiadłem na podłodze i pochyliłem się, podtrzymując głowę na zgiętych w łokciu, rękach. Z widoczną bezradnością, która narastała w moim ciele, przeczesałem włosy niszcząc przy tym ich idealny wygląd. Tuż za ścianą słyszałem szmer mopa i ciche stąpanie balerin Sylwii. To ona ogarnęła całe to mieszkanie. Przez chwilę czułem podziw, ale potem uświadomiłem sobie, że robi to specjalnie, aby uzyskać moją przychylność. Ta kobieta była prosta do rozszyfrowania. Żadna inna, do tego szanująca się, nie wskakiwała by z tekstem „Jestem jego narzeczoną” do rodziców mężczyzny, którego poznała dwa dni wcześniej.   Czując, że zaczyna robić mi się gorąco, powróciłem do wyprostowanej pozycji i rozpiąłem kurtkę. Nie zdążyłem jej powiesić, a nawet zdjąć, bo usłyszałem małe stópki mojej córki przemierzające schody, a chwilę potem dźwięk czegoś co się rozbryzguje na podłodze.
-Ty mała suko !!- usłyszałem podniesiony głos Sylwii.  Wypowiedziane przez nią słowa, dotarły do mojego mózgu z zawrotną prędkością. Jak można być tak perfidnym i mówić coś takiego do dziecka. Wstałem z komody i stanąłem naprzeciwko jej pleców. Ninka siedziała skulona na ostatnim schodku i ze łzami w oczach patrzyła na rozlany przed nią jogurt. – Mówiłam ci, żebyś zamknęła dupę i nie wychodziła z pokoju. – z każdym jej słowem moja szczęka zaciskała się coraz bardziej. Cichy szloch Ninki rozchodził się echem po mieszkaniu. – Gówno mnie obchodzi, że mnie nie lubisz, ale i tak twój ojciec będzie mój. Twoja kochana mamusia już nigdy nie wróci ! – wyrzuciła dłonie w górę z irytacji, a mop, z hukiem odbił się od podłogi.
- Coś ci się chyba pomyliło. – powiedziałem cierpko. Ninka podniosła główkę i ruszyła w pościg, aby bezpiecznie wylądować w moich ramionach.  Sylwia odwróciła się blada w moją stronę. – Ciii kochanie. – szepnąłem małej blondyneczce na ucho i pogłaskałem ją po włosach. – Nic się nie stało.
- Jak to nic ?! – krzyknęła oburzona Sylwia.
- Ty może lepiej się nie odzywaj. – poradziłem ze złością. Ninka nieśmiało podniosła główkę. Spojrzałem na nią, delikatnie się uśmiechając. Rączkami, zaciśniętymi w małe piąstki, wytarła słone łzy z policzka. Odgarnąłem jej włosy, które przykleiły się do czoła, i ucałowałem w nos.
- Napjawdje nje chciałam. – powiedziała ze skruchą, opuszkami palców badając fakturę brzegu koszulki, którą zmoczyła.
- Nic się nie stało, kochanie. – powtórzyłem. – A ciocia Sylwia już więcej tu nie przyjdzie. – spojrzałem na nią chłodno.
- Jesteś beznadziejny. – skwitowała, i twardo stąpając po wypolerowanej podłodze, podeszła do wieszaka i zdjęła swoją granatową kurtkę. – Byłam na każde zawołanie ! Chciałam Ci dziś pokazać, że może czas coś zmienić, a ty dalej przy swoim. Siedź w tym gównie. Mnie to już nie obchodzi. – zacząłem się o nią martwić, kiedy tak mocno oplatała szalik wokół swojej szyi. Mało brakowało, a mogłaby się udusić.
-Nie kompromituj się, Sylwia. Dobrze wiesz, że kocham Alex i nic tego nie zmieni. – wymamrotałem ze spokojem.
- Spierdalaj. – wycedziła przez zaciśnięte zęby i wyszła mocno trzaskając drzwiami. Na twarzy Ninki pojawił się mały uśmieszek.
- Chodź kochanie. – pocałowałem ją w policzek i posadziłem na kanapie. – Nic sobie nie zrobiłaś ? – zapytałem, oglądając jej malutkie kolana.
-Nje. – odpowiedziała.
- Więcej  tatuś Was nie zostawi. – oznajmiłem , siadając obok niej. Złapałem dziewczynkę za biodra i uniosłem do góry, aby mogła swobodnie usiąść na moich kolanach.
- Kocham cię, tato. – wyszeptała, przykładając policzek dokładnie tam, gdzie znajdowało się moje serce.
- Ja ciebie też, słońce. – po raz kolejny dzisiaj, ucałowałem ją w głowę. – A gdzie Filip ?
-Śpi. Ja się dziś nim opiekowałam. – oznajmiła, a ja cicho westchnąłem. Mogłem się spodziewać, że Sylwia skupi się na imponowaniu mi a nie pilnowaniu dzieci. Naprawdę jest tak głupia, aby nie domyślić  się, że moim potomkowi są o wiele ważniejsi niż bałagan w salonie ?!
-Jesteś bardzo dzielna. – pochwaliłem z dumą. Ninka szeroko się uśmiechnęła, kiedy poczułem wibrowanie w tylniej kieszeni spodni. Sięgnąłem ręką po telefon i, nie patrząc kto dzwoni, przyłożyłem urządzenie do ucha.
- Tak ? – odezwałem się. Ninka zeskoczyła z kolan i migami pokazała mi, że musi natychmiast biec na górę. Pokiwałem twierdząco głową, okazując tym gestem zrozumienie, i skupiłem się na rozmówcy po drugiej stronie.
- Witam, panie Reus. – odezwał się głos młodego mężczyzny. Po mojej stronie zapadła cisza. Odsunąłem telefon od ucha, aby zerknąć kim jest człowiek, który zna moje nazwisko. Ah tak ! Klepnąłem się w czoło. Asystent lekarza Alex, który prowadzi jej śpiączkę, a wcześniej zajmował się rakiem.
-Harry, cześć. – przywitałem się uprzejmie, wracając do rozmowy. – Stało się coś?
- Cud !- krzyknął z radością. – Twoja narzeczona obudziła się !! – oznajmił. Nie wiem co dalej mówił dopóki nie usłyszałem pikania, które kończyło rozmowę. Energicznie potarłem twarz dłońmi, nie dowierzając w to co mi powiedział. Alex ? Moja Alex ?
-Nina ! Ubieraj się ! Jedziemy do szpitala … - zerwałem się z kanapy, rzucając telefon na dywan, i pobiegłem w stronę schodów. 


---------------------------------------
Otóż co mam dziś powiedzieć ...  Ten rozdział rozpoczyna serię rozdziałów, które napisane są o wiele lepiej niż poprzednie, ponieważ wróciłam do pisania ich po zawieszeniu bloga. 
Chciałam tylko oznajmić, że napisanie 2 opowiadań nie czyni mnie wielką pisarką. Nadal jestem amatorką, ale staram się poprawiać jakość tego co piszę, bo wiem, że wielu dziewczynom jeszcze nie dorównuję :)
To taka mała refleksja ;D 
Życzę udanego weekednu i fajnych ferii dla tych, którzy zaczynają je od poniedziałku ! 
Pozdrawia, Alex :*

1 komentarz:

  1. Super, że Alex się obudziła. Co do Sylwii to takiego zachowania można było się spodziewać. Czekam na nexta.

    OdpowiedzUsuń