-Wiedziałem, że w końcu się pojawisz.- jego sylwetka
wyłoniła się z jednego z pokoi. Widząc, że trzyma w ręku biały worek,
wypełniony białym proszkiem, poczułam podekscytowanie, nie przestawiając stukać
paznokciami w niski, wypolerowany stolik z jasnego drewna. Był to jeden z
niewielu mebli o takiej kolorystyce. Wszystko było ciemne, przerażające,
oddające styl Alana. On też był ciemny i znieczulony przez życie. Miał okropne
dzieciństwo i dlatego wyłączył uczucia, stając się kompletnie inną osobą.
-Straciłeś wiele lat. – stwierdziłam i niecierpliwie
poruszyłam się na zgiętych nogach, gdyż siedziałam na dywanie. Był miękki, a
małe włosy pieściły moją skórę.
-Chyba było warto. – usiadł naprzeciwko mnie, pochylając
głowę na lewą stronę. Widząc moją minę, uśmiechnął się szeroko. – Ale jesteś
stęskniona. – skwitował. Naprawdę miałam dość jego gierek w tamtym momencie.
Byłam tak cholernie spragniona, że moje ciało nieświadomie zaczęło drżeć.
–Dobrze, kochanie. – wyciągnął rękę, aby kojąco pogłaskać mnie po plecach.
Drugą otworzył woreczek i wysypał odrobinę proszku na stolik. Leżącą niedaleko
kartą, uformował trzy równe kreski.
-Już ? – spytałam, powstrzymując zębami wargę, aby ponownie
nie zadrżała. Mężczyzna puścił mi oko i wrócił na kanapę. Nachyliłam się,
palcem przycisnęłam jedną dziurkę nosa, a drugą ostro wciągnęłam powietrze wraz
z proszkiem. Odetchnęłam z ulgą, ale mogłam zauważyć jak Alan szeroko się
uśmiecha. Zawsze to robił, widząc jak dziewczyna ćpie. Nie wiem co było w tym
tak fascynującego.
Powtórzyłam
czynność i tym razem wciągnęłam dwie. Zadowolona opadłam na kanapę obok
mężczyzny. Nie miałam już sił, aby samodzielnie sterować swoim ciałem. Każdą
czynność przejął narkotyk.
-Mocne to.- stwierdziłam, czując suchość w drogach
oddechowych.
-Nowy przepis. – puścił mi oko. Zgiętą nogę położył na
kanapie, aby usiąść bokiem i lepiej mnie widzieć.
-Łżesz. – warknęłam.
-Hmm … Nadal znasz się na narkotykach. – stwierdził z
uznaniem i założył kosmyk, opadających mi włosów, za ucho.
- Co to było ? – zapytałam twardym tonem. Choć wcale nie
obchodziło mnie to co wzięłam, chcąc jak najszybciej poczuć ten stan, byłam
zaintrygowana.
-Amfetamina. – oznajmił.
-Och … - westchnęłam i wypuściłam niepotrzebnie zgromadzone
powietrze w moich płucach.
-Tylko ona pomogłaby Ci odzyskać siły. – powiedział,
zbliżając się do mojej twarzy. Pachniał mocnymi, męskimi perfumami, a jego
miętowy oddech odbijał się do mojej szyi. – Szczególnie na to co zaplanowałem.
– poczułam jego dłoń na udzie. Wiedziałam do czego to wszystko zmierza. Mój
wzrok skupił się tylko na jednym punkcie ściany naprzeciwko.
-Możesz to zabrać ? – Zmrużyłam oczy, nie chcąc dać poznać,
że łamie mi się głos.
-Och, kochanie. – w palce złapał mój podbródek i gwałtownie
odwrócił w swoją stronę. Boże, gdyby to zrobił jeszcze mocniej, pewnie moja
szyja byłaby rozdarta na pół. – Dobrze wiesz, że nic nie jest za darmo. – ani
na moment nie pozwalał mi spuścić wzroku z jego twarzy. Mocno przymknęłam ślinę
i nic nie mówiąc, pozwoliłam, aby uniósł moją głowę wyżej by mieć lepszy dostęp
do szyi. Na początku muskał ją
delikatnie, zwilżając językiem i kreśląc mokre ścieżki. Złapałam za jego
napięty biceps i mocno ścisnęłam, wbijając paznokcie w wyćwiczony mięsień.
–Chyba jesteś gotowa ? – jego głowa znajdowała się teraz naprzeciwko mojej.
Delikatnie pokiwałam głową, a jego oczy stały się czarne. Tak okrutnie czarne i
zupełnie nie wiedziałam czego się spodziewać.
***
W życiu nie spodziewałam się, że będzie mi dane ujrzeć tak
mroczną twarz Alana. W jego władaniu byłam tylko lalką, pod wypływem
narkotyków, którą wykorzystał tylko do własnej satysfakcji i seksualnego
zaspokojenia.
Podniosłam
się z łóżka i usiadłam, stawiając stopy na zimnej podłodze. Potarłam swoje
podrażnione nadgarstki po niezbyt miłym spotkaniu z kajdankami, które za każdym
razem, kiedy się poruszyłam, powodowały wbijanie się czegoś ostrego. Nigdy nie
sądziłam, że Alan może być tak perwersyjny. Owszem, chciałabym tego, gdyby cały
ten akt był z miłości i poczucia zaufania do osoby, którą darzysz tym wielkim
uczuciem. W jednej chwili poczułam się brudna, jak nigdy wcześniej. Te jego
zachłanne ręce, błądzące i odkrywające każdy zakamarek mojego ciała.
„-Alan, proszę. – błagałam, kiedy jego ręka energicznie pracowała
przy mojej kobiecości. Moje ciało było zdane na niego. Wspaniale sobie
to zaplanował, drań.
Dobrze wiedział, że przez narkotyki będę zdana tylko na jego łaskę.
-Zamknij się, suko. – poczułam jego rękę na moim policzku, a chwilę
potem pieczenie
spowodowane uderzeniem.
-Dupek. – wycedziłam przez zaciśnięte zęby, z całej siły powstrzymując
się, aby
nie dojść.
-Albo to zrobisz albo, kurwa, będę cię pieprzył do nieprzytomności.
–warknął tuż przy
moim uchu. – Albo zabiję niewdzięczna dziwko !”
Szybko wstałam, próbując pozbyć się tych okropnych
wspomnień, czego od razu pożałowałam, czując okropny ból w dolnych partiach
mojego ciała, jakby coś chciało rozerwać mnie na pół, niczym głodny wilk
zabijający niewinną sarnę. Wraz z tym okropnym uczuciem przyszedł wstyd. Nie
wiem, jak to się stało, ale czułam się inaczej. Inaczej niż po wybudzeniu ze
śpiączki. Przez moje ciało przelała się fala ogromnego wstydu, docierając
niczym strzała, w moje serce. Oczy zapiekły mnie, aby następnie wypuścić kilka
łez. Dlaczego przez to gówno musiałam uświadomić sobie, jak bardzo tęskniłam za
Marco i dzieciakami ? Dlaczego tak zrobiłam ? Dopóki on nie wyszedł, nie byłam
świadoma swojego zachowania. Jestem kompletną idiotką, której już nigdy nikt
nie zechce. Jestem pewna, że Marco będzie się mnie brzydził, ale ja nie
myślałam wtedy … Tak, głupie wytłumaczenie. Wcześniej, nie myślałam
racjonalnie, tak jakby moim ciałem sterował ktoś inny.
Wytarłam
mokre policzki i podniosłam z podłogi szpitalną koszulę. Jestem do niczego.
Jestem dziwką. Zapięłam skrupulatnie każdy guzik i powoli ruszyłam po schodach.
Po narkotykach tylko kręciło mi się w głowie, a ból nie ustawał; był coraz
silniejszy. Ledwie dotarłam na dół, nie przewracając się na schodach. Alan już
czekał, z zadziornym uśmiechem, opierając się na wyprostowanej dłoni, o blat
kuchenny.
-Muszę iść. – wyszeptałam cienkim, jak nitka, głosem.
-Dobre wyczucie czasu, kochanie. – pochwalił. Utykając,
podeszłam do wieszaka i zdjęłam z niego ukradzione ze szpitala prześcieradło.
–Wiesz, niektóre małe dziwki w tym mieście, również chcą spróbować tej mocnej
amfetaminy. – miałam dość jego głosu, który wywoływał u mnie odruch wymiotny.
-Super. – wymamrotałam, zakładając biały materiał na plecy i
otulając szczelnie ramiona. Był wieczór, a za tym szedł spadek temperatury.
-Zaczekaj. – złapał mój nadgarstek i szarpnął moją ręką,
przez co zmuszona byłam znów na niego patrzeć. Skóra zaczęła mnie piec, kiedy
mocniej go ścisnął. Dopiero teraz zauważyłam, że ubrany był w stylowy garnitur
z muchą pod szyją, a jego lakierki stukały z charakterystycznym dźwiękiem, o
płytki. – Wolałbym, żeby moje koleżanki ze mną zostały. – oznajmił i schylił
się. Gdybym miała siłę, uniosłabym kolano i z całej siły uderzyła w ucieszony
ryj. Spuściłam głowę, próbując zobaczyć czego jeszcze chce ode mnie. Sprawnymi
palcami odpiął czarny, pasek wykonany ze skóry, który również mnie wcześniej
krepował.
„-Och, z pewnością większości
tych zabawek wcześniej nie widziałaś.- powiedział
z pewnym siebie uśmiechem. Prawą ręką przejechał pomiędzy rowem między
moimi piersiami, a drugą zapiął mi coś wokół kostki.
-Masz z tym jakiś problem ? – wycedziłam.
-Nie denerwuj się, kochanie. – kiedy skończył unieruchamianie mnie,
podciągnął się
i złożył pocałunek tuż obok moich wyschniętych ust. –Ja tylko o ciebie
dbam
skoro ta gwiazdorzyna nie potrafi.
-Pieprz się!- chciałam uderzyć go w twarz, ale zrezygnowałam czując
pieczenie na nadgarstkach
oraz metal, który tam się wbijał.
-Twoje życzenie jest dla mnie rozkazem. – zaśmiał się i z całej siły we
mnie wszedł, a ja
krzyknęłam z bólu.”
Kolejna łza spłynęła po moim
policzku. Ciepło, sztucznej skóry, opuściło moje kostki. Głośno zaciągnęłam się
powietrzem, próbując powstrzymać łzy. Alan wyprostował się i patrzył na mnie.
- Tylko się nie rozczulaj. –
syknął z jadem i podszedł do drzwi. Rozkluczył je i otworzył. Zimne, wieczorne
powietrze Dortmundu , otuliło moje plecy. Otarłam mokry policzek ręką i
odwróciłam się, śmiało wychodząc za próg. Z całej siły, starałam się nie pokazywać mu, jak cierpię. Zresztą, z pewnością chuj go to obchodzi;
zrobił swoje i zamierza zmieszać mnie z błotem. – Tylko nie skarż się swojemu
Marco !- krzyknął, kiedy wolnym krokiem, podążałam w bliżej nieznanym mi
kierunku. Każdy dotyk bosej stopy z chodnikiem, przynosił ból. – Sama tego
chciałaś! – krzyknął jeszcze, a zaraz potem zatrzasnął drzwi. Nie widziałam nic
oprócz łez, zamydlających mi oczy. Byłam kompletnie rozbita i mogłabym tutaj
odebrać sobie życie. Jestem nikim. Dałam się okrutnie wykorzystać, aby dostać
działkę narkotyków. Obiecywałam sobie, że przyszłość nigdy nie wrócić, a teraz
wszystko szlag trafił.
Mocniej zakręciło mi się w głowie
i chwiejnym korkiem podeszłam do drzewa. Nie mogłam złapać lepszego oddechu, gdyż wciąż szlochałam.
Nie miałam siły iść dalej. Nie protestowałam, kiedy moje ciało bezwiednie
upadło na twardy chodnik. W moim karku coś chrupnęło, a ja przekonałam się, że
coś sobie złamałam.
Z drugiego końca ulicy usłyszałam
natarczywe i szybko stukanie obcasów. Pociągnęłam nosem i ujrzałam przed sobą
jakąś kobietę. Nie zawahała się, aby klęknąć na swoich drogich rajstopach i
złapała moja dłoń.
-Jezu drogi, co pani jest ? –
pytała z niepokojem. Głos miała przyjemny, ciepły, ale za nic nie mogłam
dostrzec jej rysów twarzy. Moje oczy pokrywało coś, jak mgła , która
uniemożliwiała mi przyjrzenie się bliżej kobiecie, która postanowiła mi pomóc.
-Marco … - wyszeptałam z
pragnieniem ,aby go zobaczyć.
-Spokojnie, zaraz wezwę pomoc. –
oznajmiła z rozczuleniem i energicznie odszukała telefon w swojej torebce.
-Niech pani mu powie, że go
kocham i nigdy nie zamierzałam tego zrobić …
-Jeszcze sama pani mu to powie. –
prychnęła ze zdenerwowaniem. Pachnącą dłonią przejechała po moim czole i
odgarnęła przyklejające się kosmyki.
-Proszę mi to obiecać. Ja na
niego nie zasługuję. Jestem nikim.
-Będzie dobrze tylko proszę nie
zasypiać. – tym razem jej głos był bardziej zdenerwowany- Cholera, gdzie ta
karetka !- mruknęła do siebie.
-Błagam niech mu to pani powie.
I, że kocham nasze dzieci. Wszystkich ich kocham i nigdy nie przestanę …
- Proszę nie zasypiać! –
to było ostatnie zdanie, które usłyszałam. Była miła i chciała mi pomóc, ale
nie mogłam jej posłuchać. Nie miałam siły już walczyć. Po prostu się poddałam.
---------------------------------------------
Huhuhu, się dzieje ;D
Nawet, pierwszy raz pod ostatnim rozdziałem pojawiły się 4 komentarze :p
EDIT: Pojawiły się, ale bardzo dawno :D
EDIT: Pojawiły się, ale bardzo dawno :D
A tym razem ile dacie radę xd :D ?????
Pozdrawiam :*
Super!!!
OdpowiedzUsuńWOW nie mam słów aby opisać zajebistość tego rozdziału czekam z niecierpliwością na kolejny.
OdpowiedzUsuńNie tylko jej nie uśmiercaj :( oni na to nie zasługują :( Rozdział zajebisty <3
OdpowiedzUsuńMartyna :*
Uwielbiam twoje opowiadanie. W zasadzie czytam go od dawna ale nie komentowałam.
OdpowiedzUsuńCo mogę powiedzieć o tym rozdziale? Idealny! *.*
Uwielbiam tego bloga!!! Z niecierpliwością czekam na następny i zapraszam do sobie :)
Pozdrawiam i życzę bardzo duuuużooooooo weny! :)
Do następnego :*
Oby to wszystko zmierzało w dobrym kierunku ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i całuje Lena :* lilikuba.blogspot.com