piątek, 30 stycznia 2015

XLVII



Drzwi Sali były otwarte. Co chwilę przechodziła pielęgniarka, aby służyć innym pacjentom, a niektórzy z nich spacerowali z laską lub podtrzymującą ich kroplówką. Cieszyłam się, że mnie nie spotkał taki sam los, choć ból wszystkich części mojej kobiecości był niewyobrażalny. Z torbą trzymaną w dłoni podeszłam do stolika i postawiłam ją obok, na krześle. Dopiero teraz zauważyłam piękne, różowe róże. Ich płatki zdążyły się już pomarszczyć, co świadczyło o tym, że dostałam je kilka dni temu i wcale nie miałam kłopotów z rozszyfrowaniem, kto mi je podarował. Uśmiechnęłam się szeroko i dotknęłam bukiet. Nadal był delikatny w dotyku.
                Spakowałam wszystko co leżało na moim stoliku, ciesząc się, że w końcu stąd wychodzę, aby od nowa zacząć swoje życie. Przez ostatnie cztery dni, Marco starał się być ze mną 24 godziny na dobę. Kiedy już wychodził, ja postanowiłam zapisać się do psychologa. Co prawda powoli zapominam o tym co się stało, ale nie chcę, aby dziwne głosy w mojej głowie, powróciły. Wystarczająco dużo nie byłam sobą, a drugiej takiej sytuacji nigdy bym sobie nie wybaczyła.
-Puk, puk. – usłyszałam za sobą delikatny, damski głos. Odwróciłam się gwałtownie i zobaczyłam Izkę. Uśmiechnęłam się szeroko, a ona pobiegła do mnie i z całej siły przytuliła. – Tak bardzo za tobą tęskniłam. – wyszeptała, głaszcząc moje włosy. Uspokajająco pocierałam jej plecy, słysząc, jak cicho szlocha, próbując zdusić ten dźwięk w zagłębieniu między obojczykiem a moją szyją.
-Spokojnie, kochanie. – uśmiechnęłam się szeroko i, niczym starsza siostra, pocałowałam ją w czoło. Cała ta sytuacja uświadomiła, jak ważne jest dla mnie wszyscy co mnie otacza. Marco, dzieci, przyjaciele …
- Wiesz, jak dobrze widzieć cię żywą. – odsunęła się ode mnie i odgarnęła włosy, które przylepiły się do jej czoła. Musiałam przyznać, że wypiękniała, co było sprawą Mo i tym, że mogła się zdrowo odżywiać, a nie tylko jednym jogurtem, aby klienci nie narzekali.
- Wiem. – pokiwałam głową. – Już nigdzie się nie wybieram.
-No! – jej twarz zrobiła się poważna. – Nawet nigdy o tym nie myśl.
-Tak, wiem. – westchnęłam, puszczając dłonie wzdłuż mojego ciała.
-Muszę ci powiedzieć, że Marco to taki wspaniały ojciec. Opiekował się tobą, dzieciakami, chodził na treningi… - zagadnęła, rozsiadając się na szpitalnym taborecie. Podeszłam do łóżka i zaczęłam składać ubrania, których i tak nie miałam byt wiele, w drobną kostkę.
-A ja jestem suką, bo go zdradziłam. – dokończyłam z przekąsem. Zapadała niezręczna cisza. Zerknęłam na nią przez ramię, stwierdzając, że nie takiej reakcji się spodziewałam. W innych okolicznościach pewnie nie zamykałaby się jej buzia, próbując mnie umoralniać.
-Wiem. – wyszeptała smutno, wypuszczając powietrze i podniosła głowę. – Marco był u mnie po tym, jak się dowiedział.
-Naprawdę ? – odparłam zdziwiona. Zamrugałam nerwowo oczami i usiadłam na łóżku. – Nienawidzi mnie ?
-Podczas naszej rozmowy ani razu nie użył tego słowa. – oznajmiła, a moja klatka opadła, wypuszczając zgromadzone powietrze. – Alex … - wychyliła się i złapała moją dłoń. – On kocha Cię, jak ostatni kretyn. – uśmiechnęła się szeroko.
- Ja też go kocham. – wymamrotałam, czując ciepło na policzkach.
-Czyżby rozmawiacie o mnie? – szybko odwróciłam głowę, aby ujrzeć Marco, który stał oparty o framugę drzwi.
-A jeśli tak, to co? – zapytała zadziornie Izka.
-W sumie to nic. – wzruszył ramionami i podszedł do mojego łóżka. Usiadł bardzo blisko mnie i złapał moją dłoń. Właśnie tego teraz potrzebowałam. Jego obecności, która pomagała stawać mi na nogi, aby stawić czoło przyszłości.
                Niepewnie podniosłam na niego wzrok. Skąd u mnie nagle ta nieśmiałość. Marco uśmiechnął się delikatnie, gładząc kciukiem rozgrzaną skórę mojego policzka. Schylił się, a jego twarz znajdowała się bardzo blisko mojej.
-Dzień Dobry, kochanie. – wyszeptał i złączył nasze usta w czułym pocałunkiem. Muskał je delikatnie, jakby zaraz miałabym zniknąć. Usłyszeliśmy głośne chrząknięcie, kiedy stwierdziłam, że jego usta smakują malinami.
-Ja nadal tu jestem. – Izka pomachała ręką przed naszymi twarzami.
-Wybacz. Nie mogę się nią nacieszyć. – powiedział i objął mnie ramieniem. Z uśmiechem wtuliłam się w jego muskularne ciało.
-Zdjęcie i oprawić w ramkę. – wymamrotała, wywracając oczami.
-Również chcesz tam być ? – Marco uniósł prawą brew. Muszą być naprawdę dobrymi przyjaciółmi.  Zwykłemu samcowi Izka nie pozwoliłaby na takie riposty.
-Okej. – uniosła do góry ręce w geście obronnym. – Jedzcie do domu i cieszcie się sobą, ale ty masz odpoczywać. – wstała ze znaczącym spojrzeniem, posyłanym w moją stronę.
-Tak jest !- zasalutowałam.
-Pa ! – dodała słodkim tonem zanim wyszła.
-Jak się czujesz ? – od razu zwrócił się do mnie Marco.
-Lepiej, kiedy przyszedłeś. – stwierdziłam i uniosłam się na rękach, aby pocałować go w policzek z lekkim zarostem.
-Miło wiedzieć, że tak na panią działam. – zaśmiał się gardłowo i wstał z łóżka. Wyciągnął do mnie dłoń, którą ujęłam bez wahania, i odepchnęłam się od miękkiego materaca. Marco założył moją torbę na ramię i wyprowadził z pomieszczenia. Zerknęłam na nie prze ramię i w kilka sekund na zawsze się z nim pożegnałam.
-I na wiele innych sposobów. – oznajmiłam, patrząc w punkt znajdujący się daleko, na końcu korytarza. Niemalże mogłam wyobrazić sobie jego oczy ze świecącymi iskierkami.
-Czy pani właśnie ze mną flirtuje? – w jego głosie słychać było to podniecenie.
- Może to pan odebrać, jak chce, panie Reus. – zagryzłam wargę próbując powstrzymać cisnący się na usta śmiech.
-Podniecasz mnie. – przyciągnął mnie do siebie i wyszeptał te gorące słowa na moje ucho. Tym razem zaczęłam się cicho śmiać. Dobrze wiedzieć, że nadal tak na niego działam. Postanowiłam się uspokoić widząc, jak stajemy naprzeciwko kruczoczarnej recepcjonistki. Wpisała kilka danych w komputer, kilka razy klikała coś będąc całkowicie skupioną na swojej pracy, a na koniec podała nam małą karteczkę z wypisem. Marco pożegnał się z nią serdecznym uśmiechem i kiwnięciem głową.
- Ma pani ślicznego synka !- krzyknęła, kiedy Marco otworzył przede mną drzwi. Uśmiechnęłam się do niej, okazując aprobatę i wyszłam na dwór. Było dziś tak samo słonecznie, jak wtedy. Szybko odrzuciłam to wspomnienie i pozwoliłam, aby dżentelmeńska natura Marco otworzyła mi drzwi do samochodu.
- Skąd ona wie, że mój synek jest przystojny, jak ty ? – zapytałam z ciekawością. Zapięłam pasy i wygodnie usiadłam na siedzeniu, odchylając głowę do tyłu. 
-Pilnowała go, kiedy przychodziłem do ciebie. – oznajmił.
-Aha. – rzuciłam i skupiłam się na obrazie za oknem. Dortmund w żadnym calu się nie zmienił, ale jazda Marco tak. Dziś kierował płynnie, powoli, aby nie trafić na żaden z wybrzuszeń jezdni. Był całkowicie skupiony na tym, aby dowieść nas bezpiecznie nawet, kiedy trzymał rękę na mojej skórze, lekko ściskając udo.
-Czyżbyś była zazdrosna ? – przelotnie na mnie spojrzał, skręcając w ulicę, która prowadziła do naszego domu.
-Ani trochę. – wyszczerzyłam się. Odpięłam pasy i wychyliłam się do przodu. Obie dłonie położyłam na jego udzie, jak najbliżej krocza. Zębami przejechałam po linii szczęki z zarostem, a potem zassałam skórę na jego szyi. – Teraz przyznaj, że tylko ja umiem zrobić tak, aby w 3 sekundy ci stanął. – zachichotałam cicho. Naprawdę podobają mi się te podchody i gorące słówka. 
-Tylko ty to potrafisz. – powiedział zdenerwowanym głosem, ponieważ musiał zachować podzielną uwagę między mną, a poprowadzeniem samochodu wprost do naszego garażu.
-Grzeczny chłopczyk. – pocałowałam go w policzek i uśmiechnięta wyszłam z samochodu. –Mam się bać ? – zapytałam, niepewnie wchodząc do korytarza. Moja obawy od razu zeszły na drugi plan, kiedy zobaczyłam, że było czysto. Nie myliłam się do tego, że Marco potrafi wszystko.
- Teraz przyznaj, że tylko jak potrafię Cię zaskoczyć w 3 sekundy ?- powiedział namiętnym tonem, obejmując mnie w talii od tyłu. Zaśmiałam się cicho, wiedząc, że próbuje się zrehabilitować.
-Tylko to. – odparłam z szerokim uśmiechem, przegryzając dolną wargę.
-Ej. – zmarszczył brwi, a zmarszczka na jego czole powiększyła się. – Ja chcę to zrobić. – dodał niczym obrażony pięciolatek i złączył nasze usta, które poruszały się w powolnym i słodkim rytmie.
-Witaj Alex. – usłyszałam za sobą serdeczny ton mamy Marco. Odsunęłam się od Marco i spojrzałam na nią. Twarz przyozdobił jej lekki uśmiech, a na rękach trzymała Filipa. – Z pewnością się za tobą stęsknił. – tym dała mi do zrozumienia, abym się z nim przywitała. Zręcznie przeniosłam go na swoje ręce i ucałowałam w czoło. Marco objął mnie ramieniem i również, ucałował w skroń, tak samo ciesząc się tym widokiem. Mały był już sporych rozmiarów, ale bez wahania przypomniał Marco.
-Mammmmmmaaaaaaaaaa!- za ściany wyskoczyła Nina. Jej włosy były w całkowitym nieładzie, a na sobie miała tylko piżamę, mimo że było już południe.
-Skarbie. – uśmiechnęłam się i wolną ręką, pogłaskałam ją po głowie.
-Dobzie zje jestes. – wyszeptała, tuląc się w mój bok.
- Tatuś również się cieszy. – Marco musiał dodać swoje trzy gorsze. Spojrzałam na niego, wychwytując jego zboczony uśmieszek.
-A pogjamy w cjos ? – zaproponowała.
-Oczywiście, kochanie. – przytaknęłam z ekscytacją i powędrowałam do salonu, aby resztę popołudnia spędzić ze swoją fantastyczną rodzinką, której tak mi brakowało.

***
~ 8 miesięcy później~
- Jadę ! – krzyczała, na całe gardło Nina, kiedy coraz szybciej pedałowała. Będąc w parku miała całkowite pole do popisu.
- Zdolna ta nasza córka, co ? – Marco z uśmiechem zarzucił rękę na moje ramię.
- Po mamusi. – wzruszyłam ramionami, uśmiechając się. – Ale ty chyba bardziej wolisz pochwalić się obrączką, co ? – spojrzałam na niego wymownie, kiedy mały kawałek złota odbijał się w świetle słońca.
-Piękną żoną również. – pocałował mnie w czoło. Nasz ślub był niczym marzenie, sen.
-Kocham Cię, Marco. – wyznałam, całując go w policzek.
-Ja ciebie bardziej, kochanie. – odpowiedział i wyrwał mi wózek z Filipem. Uśmiechnął  się złowieszczo i zaczął biec. 
-Ej ! – krzyknęłam z oburzeniem. – Ty lamo !!!!
-Lama cię kocha. – odkrzyknął, co wywołało szeroki uśmiech na mojej twarzy. Gumką, która znajdowała się na moim nadgarstku, związałam włosy i zaczęłam biec w ich stronę.

***
~20 lat później ~
- Życie z Alex było wspaniałe i wiele mnie nauczyło. Ona była osobą, której nie dało się nie kochać. Była wyrozumiała, piękna , zabawna i dlatego tak trudno mi się teraz o tym mówi. – zaciąłem się, aby uronić kolejną porcję łez. Obleciałem wzrokiem wszystkich, znajdujących się na cmentarzu. Każdy ubrany był na czarno i u każdego łzy leciały po policzkach. – Gdyby tylko wynaleźli lekarstwo na raka. Oddałbym wszystko aby żyła. – z kieszeni wyjąłem chusteczki i wydmuchałem w nie nos. – Ona nie miała odejść. Ona nie miała mnie zostawić. – mój głos łamał się z każdym słowem, co opisywało żałość jaką przeżywałem w środku. – Miałem najlepszą żonę wśród kolegów. – moich wypocin nie było końca. Stałem tu już od dobrych 20 minut, a deszcz przemakał moją kurtkę i zatrzymywał się na włosach.
-Marco. Wystarczy. – Mo złapał mnie za rękę. Jego oczy były czerwone i podkrążone.
-Nie. – wymamrotałem.
-Idź do dzieci. Wystarczy. – dodał spokojnie. Podniosłem głowę i przyjrzałem się moim dzieciom. Filip trzymał w ramionach Ninę, która szlochała.
-Dziękuję za uwagę. – odpowiedziałem i ze spuszczoną głową, zszedłem z podestu. Mój żołądek boleśnie się skurczył, kiedy z każdym korkiem, byłem bliżej swojej rodziny.
-Tato. – wyszeptała Nina, zauważając moją obecność. Podszedłem jeszcze bliżej i zamknąłem ich obydwoje w swoich ramionach.
-Będzie dobrze. Mama nas widzi. – przegryzałem wargę, aby powstrzymać się od kolejnych łez.
-Ja chcę, żeby wróciła. – wymamrotała Ninka, która była teraz piękną kobietą, za którą stawała kolejka amantów.  
-Wiem, kochanie. – pocałowałem ją w głowę, a Filip pocieszająco głaskał jej plecy. Byli wspaniałym rodzeństwem. – Wiem … - powtórzyłem z żałością.  Kocham ją, cholernie ją kocham, ale muszę być silny. Kazała mi to obiecać na łożu śmierci. Nie mogę jej zawieść, a ta miłość mi pomoże. Bo ona nie jest zwykła, ona jest True Love. 

---------------------------------------------------
Więc właśnie to jest KONIEC ;(
Cóż mam powiedzieć ... Jak z każdym opowiadaniem trudno jest mi się rozstać, gdyż poświęcam dużo czasu na jego pisanie, ale jednocześnie robię coś co bardzo lubię :)
Ta historia była trudna. To prawda. Za całość jestem zadowolona, choć krzywię się, kiedy czytam te niedopracowane rozdziały. 
Ale... Za wszystko kochani dziękuję ! Za słowa wsparcia, za komentarze, za wyświetlenia ! ;d
Gdyby nie Wy, pewnie już dawno dałabym sobie spokój z pisaniem, lub te produkcje chowała "do szuflady". 
Mam nadzieję, że końcówką nie będziecie zawiedzeni, ale taki był plan od początku. 
Jednakże nie kończę z pisaniem i zostawiam wam link do nowego opowiadania, którego prolog pojawi się za jakieś 10 minut, jak sprawdzę go i poprawię błędy. 

DZIĘKUJĘ ZA WSZYSTKO KOCHANI ! JESTEŚCIE WIELCY :* 

Pozdrawiam serdecznie ! I życzę miłych ferii, dla tych co je właśnie zaczęli. 
Wasza Alex :*

wtorek, 27 stycznia 2015

XLVI



Kiedy wróciłam do świadomości, jasne światło dnia padało wprost na moją twarz, co uniemożliwiało mi otworzenie oczu. Poruszyłam tylko powiekami. Po cichym dźwięku wydawanym przez maszynę, które kontrolowała pracę mojego serca, stwierdziłam, że muszę być w szpitalu. Wzięłam głębszy oddech. Tak, ten sterylny zapach należał tylko do takich miejsc. Po moim kręgosłupie przeszły ciarki. Przez własną głupotę znów tu wylądowałam. W tej samej chwili chciało mi się płakać, zamknąć się w ciemnym pokoju i już nigdy go nie opuszczać. Jedna łza chciała uwolnić się spod mojej powieki, kiedy poczułam coś ciepłego na swojej dłoni.
-Alex … - jego miękki głos sprawił, że poczułam się lepiej, a moje serce szybciej zabiło. On tu był. Siedział. Trzymał mnie za dłoń, a ja zrobiłam mu taką krzywdę.
-Marco … - ledwie poruszałam ustami, czując wielką suchość.
-Kochanie. – poczułam, jak w przypływie emocji, zeskakuje z krzesełka. Jego dłonie objęły moją twarz. Ten jeden gest zmusił mnie do otworzenia oczu. Na jego twarzy widniało wielkie zmartwienie, którego powodem byłam ja i moje głupie decyzje.
-Przepraszam. – wyszeptałam. Nie spodziewałam się, że będę aż tak słaba. Marco ciągle wpatrywał się w moją twarz, gładząc policzki kciukiem. Coś ukuło mnie w sercu na samą myśl, że zaraz okropnie go zranię i nie wiem czego mam się spodziewać.
-Ciii. – uciszył mnie i przejechał palcem po moich szorstkich ustach. – Wszystko będzie dobrze …-jego czuły ton działał tak kojąco.
-Nie, Marco. Jestem dziwką. Zdradziłam cię. – wymamrotałam. Chciałam zdjąć jego dłonie z mojej twarzy, ale nie byłam w stanie. Jestem pewna, że dostałam silne leki przeciwbólowe, bo nie czułam szyi, na której znajdowało się coś, co miało służyć przytrzymywaniu jej w jednym miejscu.
-Wiem. – wyszeptał z goryczą i na chwilę spuścił wzrok.
-Jak to ? – nerwowo zamrugałam oczami, aby powstrzymać potok łez, który zamagazynował się w moich oczach i tylko czekał na pozwolenie spłynięcia po moich policzkach.
-Lekarz mi powiedział co doprowadziło cię do takiego stanu. – oznajmił i odważył się podnieść wzrok. – Wiem, że byłaś u Alana. Wiem, że miałam depresję po śpiączkową, wiem, że kazałaś mi przekazać, jak bardzo mnie kochasz, wiem, że ćpałaś.
-Proszę przestań. – wyszeptałam. Czułam ogromy ból, kiedy to mówił. Nie rozumiałam, dlaczego nadal był taki spokojny i opanowany, powinien dać mi w twarz i wyzwać od kurw.
-Dobrze. – ojcowsko pocałował mnie w czoło. – Rozumiem cię, bo to przez co przeszłaś było … - zaciął się na chwilę. Prawą dłonią przeczesał włosy, szukając odpowiedniego słowa. - … ciężkie.
-Ja … um … ja nie byłam sobą. – wymamrotałam z poczuciem winy i wstydu.  
-Tak, wiem, kochanie. –powiedział czule głaszcząc mnie po policzku i tylko na nim skupiał są uwagę. – I wybaczam Ci. To było trudne dla nas obojga.
-T- ty mówisz poważnie?- przełknęłam głośno ślinę, a gula w gardle zmalała. –Przecież ja cię zdradziłam. – dodałam ledwie słyszalnie. Nawet swoje myśli trzymałam z dala od tamtego wieczoru i nie zamierzam już nigdy tam wracać.
-Kocham Cię, Alex. – powiedział pewnie i odgarnął włosy z mojego czoła. – I nic więcej się nie liczy. – dodał, kiedy wpatrywałam się w niego z szeroko otwartymi oczami, próbując się doszukać chociaż odrobiny kłamstwa. Jego ton głosu i czułe gesty upewniły mnie, że jego uczucie płynie prosto z serca. Położyłam dłoń w miejscu, gdzie znajduje się wspomniany organ. Mogłam stwierdzić, że bije o wiele szybciej od mojego. Uniosłam nieśmiało kąciki ust, a blondyn zrobił to samo.
-Ja też cię kocham, Marco. – wyszeptałam, patrząc mu prosto w oczy, aby upewnić, że to jest ta prawdziwa Alex; ta, która chciała się z nim przespać dla pieniędzy, ta, która odeszła będąc w ciąży, aby był szczęśliwy z inną kobietą, ta, która zaprowadziła córkę na mecz, i ta, która mu wybaczyła i jest z nim cholernie szczęśliwa.
-Tylko już nigdy mnie nie zostawiaj. – odpowiedział, lekko się śmiejąc, aby nie powrócić do poprzedniej atmosfery. Schylił się, aby być bliżej mojej twarzy i kciukiem przejechał po moim ustach.
-Nie zamierzam. Jesteś mój. – zaśmiałam się i zarzuciłam mu ręce na szyję. W jednej chwili nasze usta złączyły się w czułym pocałunku, oddając dokładnie każdą emocję, którą obecnie czuliśmy oraz będące w nas uczucia względem siebie. Jego wargi delikatnie muskały moje, jakby były płatkiem śniegu, który w każdej chwili może zniknąć.  Swoimi palcami, z szyi, powędrowałam do włosów chłopaka. Marco warknął w moje gardło. Widocznie dalej tego nie lubił. Zaśmiałam się cicho, a on wykorzystał okazję i wtargnął językiem do mojej buzi. Pierwszy raz w życiu nasze języki nie toczyły ze sobą walki, on idealnie współgrały, pieszcząc się nawzajem. Marco nie miał siły i położył mnie na płaskim łóżku, a jego ciało wylądowało na moim. Pozycja była całkiem komfortowa, ale do naszych uszu dobiegło pukanie. Nie zdążyliśmy się nawet od siebie oderwać, bo do środka weszli rodzice Marco, Nina oraz mój mały syn. Nie pamiętam co mówił Marco ani jak wygramolił się z łóżka. Moje oczy, niczym w transie, zwrócone były na moje pociechy. Ninka niepewnie stała, a jej brązowe oczka były zaszklone, natomiast mały spał w nosidełku trzymanym przez tatę Marco.
-Chodź, kochanie. – wyciągnęłam dłoń w stronę Niny. Podniosła wzrok i chwilę patrzyła na mnie to na siniaki pozostawione na mojej ręce. Mama Marco przykucnęła i powiedziała jej coś na ucho. W moich oczach zebrały się łzy. Moje własne dziecko się mnie boi ? Odwróciłam twarz w drugą stronę i już miałam zabrać rękę, kiedy poczułam ciepło. Podniosłam głowę i zobaczyłam, jak Nina pewnie trzyma moje dwa palce. Uśmiechnęłam się, a ona wzięła to za znak i wskoczyła na łóżko. Nie zdążyła wykonać kolejnych ruchów, bo szczelnie zamknęłam ją w swoich ramionach. – Przepraszam, skarbie. – wyszeptałam i pozwoliłam łzom opuścić moje oczy. Ręka Marco głaskała moje plecy w uspakajającym geście, a jego rodzice zajęli miejsce na kanapie. – Tak bardzo za tobą tęskniłam. – schowałam twarz w jej włosach. Były grubsze, dłuższe od ostatniego razu, kiedy ją widziałam, a teraz dodatkowo pachniały arbuzowym szamponem.
-Ja też, mamusiu. – wyszeptała zgłuszonym tonem, gdyż chowała głowę w zagłębieniem pomiędzy moją szyją a obojczykiem.
-Byłaś grzeczna ? – zapytałam z szerokim uśmiechem, kiedy wypuściłam ją z ramion, aby mogła normalnie usiąść.
-Tjak ! – pisnęła szczęśliwa.
-A teraz może Filipek się przywita. – podniosłam głowę i zobaczyłam, jak mama Marco trzyma w dłoniach niemowlaka. Niepewnie na nią popatrzyłam. Jedyne czego się bałam to, to czy będę umiała wziąć go w ramiona bez wracania do przeszłości.
-Dasz radę, kochanie. – Marco złapał mnie za dłoń i pocałował w czubek głowy. – Też przez to przechodziłem. – dodał, unosząc kąciki ust. Pokiwałam twierdząco głową i wyciągnęłam ręce, na które moja przyszła teściowa, położyła małego szkraba. Widząc, jak uśmiecha się przez sen, moje serce zabiło mocniej. To mój syn. Mój malutki synek.
-Filip. – powtórzyłam z roztargnieniem, delikatnie gładząc jego policzek, opuszkiem kciuka. – Ty wybierałeś ? – spojrzałam na Marco. Jak to możliwe, że w jeden dzień  odzyskałam narzeczonego i dzieci ? Nie powinnam na to zasłużyć, ale pasuje Mo takie życie.
-Nie podoba ci się ? – zapytał, a jego głosie czaił się strach.
-Jest piękne tak jak on. – odpowiedziałam zaczarowana moim synkiem.
-Po kimś musiał odziedziczyć urodę. – blondyn wyprężył się dumnie.
-Tak, tak. – przytaknęłam, kiwając głową. Mama Marco poparła mnie, ukazując szeroki uśmiech. Prawie zapomniałabym, że mi wybaczyła. 
-Mamusiu, a ja jestem piękna ? – zapytała ze zmartwieniem Ninka.
-Tak, kochanie. – potwierdziłam, całując ją w czółko. – I podobna do …
-Taty! – przerwał mi Marco.
- Ty lamo ! – krzyknęłam z rozbawieniem.
-Ale i tak mnie kochasz. – powiedział pewnie, wystawiając mi język. Miał rację. Kocham go, kocham moje dzieci, i kocham moje życie. 

-------------------------------------------
Oh my God !  ... Wow ... 6 komentarzy ? ... KOCHAM WAS <3 
Ale również chciałam poinformować, że jest to przed ostatni rozdział tej skomplikowanej historii ;) 
Więc ... czytajcie ! ;D 
Do soboty, kochani 
Pozdrawiam, Alex :*

sobota, 24 stycznia 2015

XLV



-Wiedziałem, że w końcu się pojawisz.- jego sylwetka wyłoniła się z jednego z pokoi. Widząc, że trzyma w ręku biały worek, wypełniony białym proszkiem, poczułam podekscytowanie, nie przestawiając stukać paznokciami w niski, wypolerowany stolik z jasnego drewna. Był to jeden z niewielu mebli o takiej kolorystyce. Wszystko było ciemne, przerażające, oddające styl Alana. On też był ciemny i znieczulony przez życie. Miał okropne dzieciństwo i dlatego wyłączył uczucia, stając się kompletnie inną osobą. 

-Straciłeś wiele lat. – stwierdziłam i niecierpliwie poruszyłam się na zgiętych nogach, gdyż siedziałam na dywanie. Był miękki, a małe włosy pieściły moją skórę.

-Chyba było warto. – usiadł naprzeciwko mnie, pochylając głowę na lewą stronę. Widząc moją minę, uśmiechnął się szeroko. – Ale jesteś stęskniona. – skwitował. Naprawdę miałam dość jego gierek w tamtym momencie. Byłam tak cholernie spragniona, że moje ciało nieświadomie zaczęło drżeć. –Dobrze, kochanie. – wyciągnął rękę, aby kojąco pogłaskać mnie po plecach. Drugą otworzył woreczek i wysypał odrobinę proszku na stolik. Leżącą niedaleko kartą, uformował trzy równe kreski.

-Już ? – spytałam, powstrzymując zębami wargę, aby ponownie nie zadrżała. Mężczyzna puścił mi oko i wrócił na kanapę. Nachyliłam się, palcem przycisnęłam jedną dziurkę nosa, a drugą ostro wciągnęłam powietrze wraz z proszkiem. Odetchnęłam z ulgą, ale mogłam zauważyć jak Alan szeroko się uśmiecha. Zawsze to robił, widząc jak dziewczyna ćpie. Nie wiem co było w tym tak fascynującego.

                Powtórzyłam czynność i tym razem wciągnęłam dwie. Zadowolona opadłam na kanapę obok mężczyzny. Nie miałam już sił, aby samodzielnie sterować swoim ciałem. Każdą czynność przejął narkotyk.

-Mocne to.- stwierdziłam, czując suchość w drogach oddechowych.

-Nowy przepis. – puścił mi oko. Zgiętą nogę położył na kanapie, aby usiąść bokiem i lepiej mnie widzieć.

-Łżesz. – warknęłam.

-Hmm … Nadal znasz się na narkotykach. – stwierdził z uznaniem i założył kosmyk, opadających mi włosów, za ucho.

- Co to było ? – zapytałam twardym tonem. Choć wcale nie obchodziło mnie to co wzięłam, chcąc jak najszybciej poczuć ten stan, byłam zaintrygowana.

-Amfetamina. – oznajmił.

-Och … - westchnęłam i wypuściłam niepotrzebnie zgromadzone powietrze w moich płucach.

-Tylko ona pomogłaby Ci odzyskać siły. – powiedział, zbliżając się do mojej twarzy. Pachniał mocnymi, męskimi perfumami, a jego miętowy oddech odbijał się do mojej szyi. – Szczególnie na to co zaplanowałem. – poczułam jego dłoń na udzie. Wiedziałam do czego to wszystko zmierza. Mój wzrok skupił się tylko na jednym punkcie ściany naprzeciwko.

-Możesz to zabrać ? – Zmrużyłam oczy, nie chcąc dać poznać, że łamie mi się głos.

-Och, kochanie. – w palce złapał mój podbródek i gwałtownie odwrócił w swoją stronę. Boże, gdyby to zrobił jeszcze mocniej, pewnie moja szyja byłaby rozdarta na pół. – Dobrze wiesz, że nic nie jest za darmo. – ani na moment nie pozwalał mi spuścić wzroku z jego twarzy. Mocno przymknęłam ślinę i nic nie mówiąc, pozwoliłam, aby uniósł moją głowę wyżej by mieć lepszy dostęp do szyi.  Na początku muskał ją delikatnie, zwilżając językiem i kreśląc mokre ścieżki. Złapałam za jego napięty biceps i mocno ścisnęłam, wbijając paznokcie w wyćwiczony mięsień. –Chyba jesteś gotowa ? – jego głowa znajdowała się teraz naprzeciwko mojej. Delikatnie pokiwałam głową, a jego oczy stały się czarne. Tak okrutnie czarne i zupełnie nie wiedziałam czego się spodziewać.



***

W życiu nie spodziewałam się, że będzie mi dane ujrzeć tak mroczną twarz Alana. W jego władaniu byłam tylko lalką, pod wypływem narkotyków, którą wykorzystał tylko do własnej satysfakcji i seksualnego zaspokojenia.

                Podniosłam się z łóżka i usiadłam, stawiając stopy na zimnej podłodze. Potarłam swoje podrażnione nadgarstki po niezbyt miłym spotkaniu z kajdankami, które za każdym razem, kiedy się poruszyłam, powodowały wbijanie się czegoś ostrego. Nigdy nie sądziłam, że Alan może być tak perwersyjny. Owszem, chciałabym tego, gdyby cały ten akt był z miłości i poczucia zaufania do osoby, którą darzysz tym wielkim uczuciem. W jednej chwili poczułam się brudna, jak nigdy wcześniej. Te jego zachłanne ręce, błądzące i odkrywające każdy zakamarek mojego ciała.


„-Alan, proszę. – błagałam, kiedy jego ręka energicznie pracowała

przy mojej kobiecości. Moje ciało było zdane na niego. Wspaniale sobie to zaplanował, drań.

Dobrze wiedział, że przez narkotyki będę zdana tylko na jego łaskę.

-Zamknij się, suko. – poczułam jego rękę na moim policzku, a chwilę potem pieczenie

spowodowane uderzeniem.

-Dupek. – wycedziłam przez zaciśnięte zęby, z całej siły powstrzymując się, aby

nie dojść.

-Albo to zrobisz albo, kurwa, będę cię pieprzył do nieprzytomności. –warknął tuż przy

moim uchu. – Albo zabiję niewdzięczna dziwko !”



Szybko wstałam, próbując pozbyć się tych okropnych wspomnień, czego od razu pożałowałam, czując okropny ból w dolnych partiach mojego ciała, jakby coś chciało rozerwać mnie na pół, niczym głodny wilk zabijający niewinną sarnę. Wraz z tym okropnym uczuciem przyszedł wstyd. Nie wiem, jak to się stało, ale czułam się inaczej. Inaczej niż po wybudzeniu ze śpiączki. Przez moje ciało przelała się fala ogromnego wstydu, docierając niczym strzała, w moje serce. Oczy zapiekły mnie, aby następnie wypuścić kilka łez. Dlaczego przez to gówno musiałam uświadomić sobie, jak bardzo tęskniłam za Marco i dzieciakami ? Dlaczego tak zrobiłam ? Dopóki on nie wyszedł, nie byłam świadoma swojego zachowania. Jestem kompletną idiotką, której już nigdy nikt nie zechce. Jestem pewna, że Marco będzie się mnie brzydził, ale ja nie myślałam wtedy … Tak, głupie wytłumaczenie. Wcześniej, nie myślałam racjonalnie, tak jakby moim ciałem sterował ktoś inny.

                Wytarłam mokre policzki i podniosłam z podłogi szpitalną koszulę. Jestem do niczego. Jestem dziwką. Zapięłam skrupulatnie każdy guzik i powoli ruszyłam po schodach. Po narkotykach tylko kręciło mi się w głowie, a ból nie ustawał; był coraz silniejszy. Ledwie dotarłam na dół, nie przewracając się na schodach. Alan już czekał, z zadziornym uśmiechem, opierając się na wyprostowanej dłoni, o blat kuchenny.

-Muszę iść. – wyszeptałam cienkim, jak nitka, głosem.

-Dobre wyczucie czasu, kochanie. – pochwalił. Utykając, podeszłam do wieszaka i zdjęłam z niego ukradzione ze szpitala prześcieradło. –Wiesz, niektóre małe dziwki w tym mieście, również chcą spróbować tej mocnej amfetaminy. – miałam dość jego głosu, który wywoływał u mnie odruch wymiotny.

-Super. – wymamrotałam, zakładając biały materiał na plecy i otulając szczelnie ramiona. Był wieczór, a za tym szedł spadek temperatury.

-Zaczekaj. – złapał mój nadgarstek i szarpnął moją ręką, przez co zmuszona byłam znów na niego patrzeć. Skóra zaczęła mnie piec, kiedy mocniej go ścisnął. Dopiero teraz zauważyłam, że ubrany był w stylowy garnitur z muchą pod szyją, a jego lakierki stukały z charakterystycznym dźwiękiem, o płytki. – Wolałbym, żeby moje koleżanki ze mną zostały. – oznajmił i schylił się. Gdybym miała siłę, uniosłabym kolano i z całej siły uderzyła w ucieszony ryj. Spuściłam głowę, próbując zobaczyć czego jeszcze chce ode mnie. Sprawnymi palcami odpiął czarny, pasek wykonany ze skóry, który również mnie wcześniej krepował.


„-Och, z pewnością większości  tych zabawek wcześniej nie widziałaś.- powiedział

z pewnym siebie uśmiechem. Prawą ręką przejechał pomiędzy rowem między

moimi piersiami, a drugą zapiął mi coś wokół kostki.

-Masz z tym jakiś problem ? – wycedziłam.

-Nie denerwuj się, kochanie. – kiedy skończył unieruchamianie mnie, podciągnął się

i złożył pocałunek tuż obok moich wyschniętych ust. –Ja tylko o ciebie dbam

skoro ta gwiazdorzyna nie potrafi.

-Pieprz się!- chciałam uderzyć go w twarz, ale zrezygnowałam czując pieczenie na nadgarstkach

oraz metal, który tam się wbijał.

-Twoje życzenie jest dla mnie rozkazem. – zaśmiał się i z całej siły we mnie wszedł, a ja

krzyknęłam z bólu.”



Kolejna łza spłynęła po moim policzku. Ciepło, sztucznej skóry, opuściło moje kostki. Głośno zaciągnęłam się powietrzem, próbując powstrzymać łzy. Alan wyprostował się i patrzył na mnie.

- Tylko się nie rozczulaj. – syknął z jadem i podszedł do drzwi. Rozkluczył je i otworzył. Zimne, wieczorne powietrze Dortmundu , otuliło moje plecy. Otarłam mokry policzek ręką i odwróciłam się, śmiało wychodząc za próg. Z całej siły, starałam się  nie pokazywać mu, jak cierpię.  Zresztą, z pewnością chuj go to obchodzi; zrobił swoje i zamierza zmieszać mnie z błotem. – Tylko nie skarż się swojemu Marco !- krzyknął, kiedy wolnym krokiem, podążałam w bliżej nieznanym mi kierunku. Każdy dotyk bosej stopy z chodnikiem, przynosił ból. – Sama tego chciałaś! – krzyknął jeszcze, a zaraz potem zatrzasnął drzwi. Nie widziałam nic oprócz łez, zamydlających mi oczy. Byłam kompletnie rozbita i mogłabym tutaj odebrać sobie życie. Jestem nikim. Dałam się okrutnie wykorzystać, aby dostać działkę narkotyków. Obiecywałam sobie, że przyszłość nigdy nie wrócić, a teraz wszystko szlag trafił.

Mocniej zakręciło mi się w głowie i chwiejnym korkiem podeszłam do drzewa. Nie mogłam złapać       lepszego oddechu, gdyż wciąż szlochałam. Nie miałam siły iść dalej. Nie protestowałam, kiedy moje ciało bezwiednie upadło na twardy chodnik. W moim karku coś chrupnęło, a ja przekonałam się, że coś sobie złamałam.

Z drugiego końca ulicy usłyszałam natarczywe i szybko stukanie obcasów. Pociągnęłam nosem i ujrzałam przed sobą jakąś kobietę. Nie zawahała się, aby klęknąć na swoich drogich rajstopach i złapała moja dłoń.

-Jezu drogi, co pani jest ? – pytała z niepokojem. Głos miała przyjemny, ciepły, ale za nic nie mogłam dostrzec jej rysów twarzy. Moje oczy pokrywało coś, jak mgła , która uniemożliwiała mi przyjrzenie się bliżej kobiecie, która postanowiła mi pomóc.

-Marco … - wyszeptałam z pragnieniem ,aby go zobaczyć.

-Spokojnie, zaraz wezwę pomoc. – oznajmiła z rozczuleniem i energicznie odszukała telefon w swojej torebce.

-Niech pani mu powie, że go kocham i nigdy nie zamierzałam tego zrobić …

-Jeszcze sama pani mu to powie. – prychnęła ze zdenerwowaniem. Pachnącą dłonią przejechała po moim czole i odgarnęła przyklejające się kosmyki.

-Proszę mi to obiecać. Ja na niego nie zasługuję. Jestem nikim.

-Będzie dobrze tylko proszę nie zasypiać. – tym razem jej głos był bardziej zdenerwowany- Cholera, gdzie ta karetka !- mruknęła do siebie.

-Błagam niech mu to pani powie. I, że kocham nasze dzieci. Wszystkich ich kocham i nigdy nie przestanę …

- Proszę nie zasypiać! – to było ostatnie zdanie, które usłyszałam. Była miła i chciała mi pomóc, ale nie mogłam jej posłuchać. Nie miałam siły już walczyć. Po prostu się poddałam. 


---------------------------------------------
Huhuhu, się dzieje ;D
Nawet, pierwszy raz pod ostatnim rozdziałem pojawiły się 4 komentarze :p 
EDIT: Pojawiły się, ale bardzo dawno :D 
A tym razem ile dacie radę xd :D ?????
Pozdrawiam :*