wtorek, 23 grudnia 2014

XXXVI



- Marco, boli. – oznajmiłam z grymasem na twarzy, ledwo schodząc po schodach.
- Spokojnie kochanie. Zaraz pojedziemy do szpitala- pomógł mi zejść z ostatniego stopnia.
- Mamjo, cjo sje dzjeje ? – zapytała Nina, odrywając się od zabawy.
- Ałaaaaaaaaa! – zajęczałam i jeszcze bardziej złapałam się za brzuch. Takiego bólu to ja nawet nie miałam, jak Ninę rodziłam. Zaraz, zaraz, stop … Ja rodziłam ją w terminie, a nie 3 tygodnie wcześniej.
- Ninuś, jesteś dużą dziewczynką, więc pojedziesz teraz rowerkiem do Lisy, dobrze ? – Blondyn uklęknął obok niej i pocałował w głowę. Dziewczynka tylko skinęła głową i wybiegła na dwór.
- Reus ! Błagam zrób coś. – wycedziłam, kurczowo trzymając się oparcia kanapy. Gdybym miała właśnie długie paznokcie to pewnie zostałyby w materiale.
- Już – odpowiedział, biorąc najpotrzebniejsze rzeczy – Jedziemy do szpitala …

***
Pierwszy raz miałem okazję doświadczyć co znaczy wieźć ciężarną kobietę na porodówkę.  Denerwowałem się bardziej niż ona. Nie tylko ze względu, że choroba zagraża jej, jak i życiu dziecka. Całe szczęście, dziś był wtorek, więc obyło się bez zbędnych korków. W szpitalu, dobrze zorganizowany personel zabrał Alex  na porodówkę. Mi zaś kazano założyć jakiś zielony worek, niczym po kartoflach, i czekać. Mijały kolejne minuty, a ja zdążyłem tylko zadzwonić do Izy z zapytaniem, jak dojechała Nina. Dziewczyna, kiedy usłyszała, że Alex rodzi, postanowiła przyjechać. Wkładałem właśnie telefon do kieszeni, kiedy z Sali wyszedł lekarz. Widząc na jego rękawiczkach czerwony kolor, musiałem się powstrzymać, aby zaraz tu nie zemdleć.
- Musi mi pan odpowiedzieć na jedno pytanie. – oznajmił poważnie.
- Tak ? – popatrzyłem na niego skoncentrowany.
- W razie potrzeby kogo mamy ratować ? Dziecko czy narzeczoną ? – zadał pytanie, a pode mną jakby grunt zaczął się walić. Z tak silnych emocji aż musiałem usiąść – Proszę się nie martwić. Zrobimy wszystko co w naszej mocy ale musi pan …
- Ratujcie ją. – odpowiedziałem, spuszczając głowę w dół. Ja chcę ich oboje !
- Dziękuję. – potrząsnął głową i usłyszałem tylko trzaśnięcie drzwi, nad którymi wisiał czerwony napis „Nie wchodzić”. Zacząłem nerwowo chodzić po korytarzu, próbując przyswoić to co mężczyzna przed chwilą mi powiedział.  Z całej swojej bezsilności, strzeliłem pięścią w ścianę. To było jedyne wyjście, aby się wyładować. Oni muszą przeżyć oboje. Do końca życia coś będzie mi przypominać, jeśli wydarzy się ten najczarniejszy scenariusz. Za co to wszystko nas spotyka ?! Dlaczego nas ?! Jak długo los będzie mi wypomniał moje egoistyczne błędy. Dlaczego to ja nie cierpię teraz ?! To ja na to zasługuję nie ona. Usiadłem na podłodze i tępo wpatrywałem się w zegar. Minęło już 30 minut odkąd lekarz zapytał mnie … Drzwi rozsunęły się. Najpierw wyszły z nich strudzone pielęgniarki, następnie przyszło kilka pań w białych fartuchach, a na końcu wyszedł lekarz. Nie miał na twarzy uśmiechu tak jak inni, kiedy urodzi  się dziecko pod ich fachową opieką.
- Co z nią ? – zapytałem, a  moje zdenerwowanie sięgało zenitu. Jak tak dalej pójdzie to ja również zejdę na zawał.
- Ma pan syna. – oznajmił ponuro.
- A ona ?
- Jest w śpiączce. – odpowiedział.
- Mieliście kurwa jej pomóc ! – krzyknąłem wściekły i kolejny raz uderzyłem pięścią w ścianę.
- Robiliśmy co w naszej mocy. – bronił się.
- Widocznie nie wszystko. – burknąłem.
- Proszę się nie martwić. Pana narzeczona żyje. Obudzi się. Jeszcze nie wiadomo, kiedy ale zrobi to. – chyba sam chciał, aby jego sumienie przestało produkować wyrzuty. Dobrze wiem co oznacza śpiączka. Mój dziadek też w niej był. Minęło 10 lat za nim się obudził, a po 2 dniach zmarł.
- Niech pan mi już zejdzie z oczu. – rzekłem i próbowałem się uspokoić.
- Syna odda zaraz panu pielęgniarka. – oznajmił i wykonał kilka kroków do przodu. – Może pani uda się go uspokoić. – powiedział, a ja zwróciłem wzrok w prawą stronę. Obok drzwi stała Iza, która była cała we łzach. Podbiegłem do niej i mocno przytuliłem.
- Słyszałam. Słyszałam wszystko. – łkała.
- Wiem Iza, wiem. – westchnąłem ciężko i sam pozwoliłem sobie na jedną, samotną łzę.
- Zobaczysz wyjdzie z tego. – próbowała się uśmiechnąć.
- Chciałbym w to wierzyć. – odparłem ponuro.
- Ymmm … Proszę pana ? – usłyszałem za sobą dziewczęcy głos. Wypuściłem Izę ze swoich ramion. Bałem się. Bałem się spojrzeć na to dziecko. Mojego syna. Bałem się, że będę go obwiniał za to wszystko.
- Dasz radę. – zapewniła Iza i trzymając za moje ramiona, pomogła mi się obrócić. Pielęgniarka trzymała ślicznego małego chłopczyka.
- To pana syn. – oznajmiła i wyciągnęła ręce, by mi go podać. Choć w sercu czułem ukłucie, bo cholernie podobny był do Alex, to mojego ego czuło dumę. Dumę, że dzięki mnie na świat przyszedł taki mały człowieczek. Niepewnie wziąłem go z rąk pielęgniarki. Mały lekko się skrzywił, ale nadal spał.
- Jest cudowny. – stwierdziła Iza, ocierając wszelkie oznaki płaczu. Alex miała rację. Dam radę się nim zaopiekować. Nie popełnię drugi raz tego samego błędu. Schyliłem się i pocałowałem go w główkę.
- Iza, mam tylko prośbę. – zwróciłem się do dziewczyny.
- Wal !
- Zaopiekuj się dziś Niną. Nie mam siły dziś niczego jej tłumaczyć. – powiedziałem i razem ruszyliśmy do wyjścia.
- Nie ma sprawy. Pamiętaj, że możesz mnie prosić o wszystko. – poklepała mnie po ramieniu.
- Dziękuję. – pocałowałem ją w policzek i wsiadłem do samochodu. Chciałem się zobaczyć z Alex, ale nie mogłem. Musiałem ochłonąć. Zbyt dużo wrażeń jak na dziś. Muszę pobyć trochę z małym, którego nigdy nie będę winić za to co stało się z jego matką.
                W domu nic nie jadłem choć powinienem. Trener by mnie zabił. Zmieniłem tylko małemu pieluszkę, co wcale nie było łatwe, ale dojdę do wprawy i razem położyliśmy się w sypialni po czym zasnęliśmy. 


---------------------------------------------------
Jejku ... Przepraszam, że niektóre zdania są źle ułożone, ale jak piszę, niestety nie zwracam na to uwagi ;( 
Rozdział odrobinę za smutny na te dni, ale taka już jest ta historia ... 
Teraz pomińmy ten temat, a zajmijmy się bardziej świątecznym...

Nadchodzą święta, a jest to czas rodzinny, składania sobie życzeń i kompletnie miłej atmosfery. 
To już drugie święta, jak jestem z Wami, ale nadal nie umiem składać życzeń. :D
Cóż ... 


Życzę Wszystkim czytelniczkom wszystkiego co najlepsze w nadchodzącym roku, niech spełnią się Wam najskrytsze marzenia, cudownych prezentów pod choinką - aby jeden z nich stanowiła wena ! ;D- zdrowia, pomyślności, pieniędzy i hucznego Sylwestra. ! ;D 


Uwielbiam Was :*
Jeszcze raz WESOŁYCH,  RODZINNYCH ŚWIĄT ! ;D 
Pozdrawiam, Alex :*


Fröhliche Weihnachten und ein glückliches Neues Jahr! - jeszcze jakiś niemiecki akcent XD ;D

1 komentarz:

  1. Jejku straszna była decyzja, którą musiał podjąć Marco! Coś okropnego. Mam nadzieję, że Alex wybudzi się i będzie wszystko dobrze. Szkoda mi również Ninki :(

    Piszę kolejnego bloga i mam nadzieję, że zajrzysz. Zapraszam :)
    http://lilikuba.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń