Enjoy !!!
True Love
sobota, 4 czerwca 2016
piątek, 17 kwietnia 2015
Nowość !
Nowy blog
Nowa historia
Nowi bohaterzy
zaklad-lukehemmings-fanfiction.blogspot.com
ZAPRASZAM DO CZYTANIA, KOMENTOWANIA I OBSERWOWANIA ;)
Pozdrawiam, Alex.
Nowa historia
Nowi bohaterzy
zaklad-lukehemmings-fanfiction.blogspot.com
ZAPRASZAM DO CZYTANIA, KOMENTOWANIA I OBSERWOWANIA ;)
Pozdrawiam, Alex.
poniedziałek, 9 lutego 2015
Zapraszam !
Mam nadzieję, że podołam zadaniu, a Was zachęcam do czytania i obserwowania ;)
piątek, 30 stycznia 2015
XLVII
Drzwi Sali były otwarte. Co chwilę przechodziła
pielęgniarka, aby służyć innym pacjentom, a niektórzy z nich spacerowali z
laską lub podtrzymującą ich kroplówką. Cieszyłam się, że mnie nie spotkał taki
sam los, choć ból wszystkich części mojej kobiecości był niewyobrażalny. Z
torbą trzymaną w dłoni podeszłam do stolika i postawiłam ją obok, na krześle.
Dopiero teraz zauważyłam piękne, różowe róże. Ich płatki zdążyły się już
pomarszczyć, co świadczyło o tym, że dostałam je kilka dni temu i wcale nie
miałam kłopotów z rozszyfrowaniem, kto mi je podarował. Uśmiechnęłam się
szeroko i dotknęłam bukiet. Nadal był delikatny w dotyku.
Spakowałam
wszystko co leżało na moim stoliku, ciesząc się, że w końcu stąd wychodzę, aby
od nowa zacząć swoje życie. Przez ostatnie cztery dni, Marco starał się być ze
mną 24 godziny na dobę. Kiedy już wychodził, ja postanowiłam zapisać się do
psychologa. Co prawda powoli zapominam o tym co się stało, ale nie chcę, aby
dziwne głosy w mojej głowie, powróciły. Wystarczająco dużo nie byłam sobą, a
drugiej takiej sytuacji nigdy bym sobie nie wybaczyła.
-Puk, puk. – usłyszałam za sobą delikatny, damski głos.
Odwróciłam się gwałtownie i zobaczyłam Izkę. Uśmiechnęłam się szeroko, a ona
pobiegła do mnie i z całej siły przytuliła. – Tak bardzo za tobą tęskniłam. –
wyszeptała, głaszcząc moje włosy. Uspokajająco pocierałam jej plecy, słysząc,
jak cicho szlocha, próbując zdusić ten dźwięk w zagłębieniu między obojczykiem
a moją szyją.
-Spokojnie, kochanie. – uśmiechnęłam się szeroko i, niczym
starsza siostra, pocałowałam ją w czoło. Cała ta sytuacja uświadomiła, jak
ważne jest dla mnie wszyscy co mnie otacza. Marco, dzieci, przyjaciele …
- Wiesz, jak dobrze widzieć cię żywą. – odsunęła się ode
mnie i odgarnęła włosy, które przylepiły się do jej czoła. Musiałam przyznać,
że wypiękniała, co było sprawą Mo i tym, że mogła się zdrowo odżywiać, a nie
tylko jednym jogurtem, aby klienci nie narzekali.
- Wiem. – pokiwałam głową. – Już nigdzie się nie wybieram.
-No! – jej twarz zrobiła się poważna. – Nawet nigdy o tym
nie myśl.
-Tak, wiem. – westchnęłam, puszczając dłonie wzdłuż mojego
ciała.
-Muszę ci powiedzieć, że Marco to taki wspaniały ojciec.
Opiekował się tobą, dzieciakami, chodził na treningi… - zagadnęła, rozsiadając
się na szpitalnym taborecie. Podeszłam do łóżka i zaczęłam składać ubrania,
których i tak nie miałam byt wiele, w drobną kostkę.
-A ja jestem suką, bo go zdradziłam. – dokończyłam z
przekąsem. Zapadała niezręczna cisza. Zerknęłam na nią przez ramię,
stwierdzając, że nie takiej reakcji się spodziewałam. W innych okolicznościach
pewnie nie zamykałaby się jej buzia, próbując mnie umoralniać.
-Wiem. – wyszeptała smutno, wypuszczając powietrze i
podniosła głowę. – Marco był u mnie po tym, jak się dowiedział.
-Naprawdę ? – odparłam zdziwiona. Zamrugałam nerwowo oczami
i usiadłam na łóżku. – Nienawidzi mnie ?
-Podczas naszej rozmowy ani razu nie użył tego słowa. –
oznajmiła, a moja klatka opadła, wypuszczając zgromadzone powietrze. – Alex … -
wychyliła się i złapała moją dłoń. – On kocha Cię, jak ostatni kretyn. –
uśmiechnęła się szeroko.
- Ja też go kocham. – wymamrotałam, czując ciepło na policzkach.
-Czyżby rozmawiacie o mnie? – szybko odwróciłam głowę, aby
ujrzeć Marco, który stał oparty o framugę drzwi.
-A jeśli tak, to co? – zapytała zadziornie Izka.
-W sumie to nic. – wzruszył ramionami i podszedł do mojego
łóżka. Usiadł bardzo blisko mnie i złapał moją dłoń. Właśnie tego teraz
potrzebowałam. Jego obecności, która pomagała stawać mi na nogi, aby stawić
czoło przyszłości.
Niepewnie
podniosłam na niego wzrok. Skąd u mnie nagle ta nieśmiałość. Marco uśmiechnął
się delikatnie, gładząc kciukiem rozgrzaną skórę mojego policzka. Schylił się,
a jego twarz znajdowała się bardzo blisko mojej.
-Dzień Dobry, kochanie. – wyszeptał i złączył nasze usta w
czułym pocałunkiem. Muskał je delikatnie, jakby zaraz miałabym zniknąć.
Usłyszeliśmy głośne chrząknięcie, kiedy stwierdziłam, że jego usta smakują
malinami.
-Ja nadal tu jestem. – Izka pomachała ręką przed naszymi
twarzami.
-Wybacz. Nie mogę się nią nacieszyć. – powiedział i objął
mnie ramieniem. Z uśmiechem wtuliłam się w jego muskularne ciało.
-Zdjęcie i oprawić w ramkę. – wymamrotała, wywracając
oczami.
-Również chcesz tam być ? – Marco uniósł prawą brew. Muszą
być naprawdę dobrymi przyjaciółmi.
Zwykłemu samcowi Izka nie pozwoliłaby na takie riposty.
-Okej. – uniosła do góry ręce w geście obronnym. – Jedzcie
do domu i cieszcie się sobą, ale ty masz odpoczywać. – wstała ze znaczącym
spojrzeniem, posyłanym w moją stronę.
-Tak jest !- zasalutowałam.
-Pa ! – dodała słodkim tonem zanim wyszła.
-Jak się czujesz ? – od razu zwrócił się do mnie Marco.
-Lepiej, kiedy przyszedłeś. – stwierdziłam i uniosłam się na
rękach, aby pocałować go w policzek z lekkim zarostem.
-Miło wiedzieć, że tak na panią działam. – zaśmiał się
gardłowo i wstał z łóżka. Wyciągnął do mnie dłoń, którą ujęłam bez wahania, i odepchnęłam
się od miękkiego materaca. Marco założył moją torbę na ramię i wyprowadził z
pomieszczenia. Zerknęłam na nie prze ramię i w kilka sekund na zawsze się z nim
pożegnałam.
-I na wiele innych sposobów. – oznajmiłam, patrząc w punkt
znajdujący się daleko, na końcu korytarza. Niemalże mogłam wyobrazić sobie jego
oczy ze świecącymi iskierkami.
-Czy pani właśnie ze mną flirtuje? – w jego głosie słychać
było to podniecenie.
- Może to pan odebrać, jak chce, panie Reus. – zagryzłam
wargę próbując powstrzymać cisnący się na usta śmiech.
-Podniecasz mnie. – przyciągnął mnie do siebie i wyszeptał
te gorące słowa na moje ucho. Tym razem zaczęłam się cicho śmiać. Dobrze
wiedzieć, że nadal tak na niego działam. Postanowiłam się uspokoić widząc, jak
stajemy naprzeciwko kruczoczarnej recepcjonistki. Wpisała kilka danych w
komputer, kilka razy klikała coś będąc całkowicie skupioną na swojej pracy, a
na koniec podała nam małą karteczkę z wypisem. Marco pożegnał się z nią
serdecznym uśmiechem i kiwnięciem głową.
- Ma pani ślicznego synka !- krzyknęła, kiedy Marco otworzył
przede mną drzwi. Uśmiechnęłam się do niej, okazując aprobatę i wyszłam na
dwór. Było dziś tak samo słonecznie, jak wtedy. Szybko odrzuciłam to
wspomnienie i pozwoliłam, aby dżentelmeńska natura Marco otworzyła mi drzwi do
samochodu.
- Skąd ona wie, że mój synek jest przystojny, jak ty ? –
zapytałam z ciekawością. Zapięłam pasy i wygodnie usiadłam na siedzeniu,
odchylając głowę do tyłu.
-Pilnowała go, kiedy przychodziłem do ciebie. – oznajmił.
-Aha. – rzuciłam i skupiłam się na obrazie za oknem.
Dortmund w żadnym calu się nie zmienił, ale jazda Marco tak. Dziś kierował
płynnie, powoli, aby nie trafić na żaden z wybrzuszeń jezdni. Był całkowicie
skupiony na tym, aby dowieść nas bezpiecznie nawet, kiedy trzymał rękę na mojej
skórze, lekko ściskając udo.
-Czyżbyś była zazdrosna ? – przelotnie na mnie spojrzał,
skręcając w ulicę, która prowadziła do naszego domu.
-Ani trochę. – wyszczerzyłam się. Odpięłam pasy i wychyliłam
się do przodu. Obie dłonie położyłam na jego udzie, jak najbliżej krocza.
Zębami przejechałam po linii szczęki z zarostem, a potem zassałam skórę na jego
szyi. – Teraz przyznaj, że tylko ja umiem zrobić tak, aby w 3 sekundy ci
stanął. – zachichotałam cicho. Naprawdę podobają mi się te podchody i gorące
słówka.
-Tylko ty to potrafisz. – powiedział zdenerwowanym głosem,
ponieważ musiał zachować podzielną uwagę między mną, a poprowadzeniem samochodu
wprost do naszego garażu.
-Grzeczny chłopczyk. – pocałowałam go w policzek i
uśmiechnięta wyszłam z samochodu. –Mam się bać ? – zapytałam, niepewnie
wchodząc do korytarza. Moja obawy od razu zeszły na drugi plan, kiedy
zobaczyłam, że było czysto. Nie myliłam się do tego, że Marco potrafi wszystko.
- Teraz przyznaj, że tylko jak potrafię Cię zaskoczyć w 3
sekundy ?- powiedział namiętnym tonem, obejmując mnie w talii od tyłu.
Zaśmiałam się cicho, wiedząc, że próbuje się zrehabilitować.
-Tylko to. – odparłam z szerokim uśmiechem, przegryzając
dolną wargę.
-Ej. – zmarszczył brwi, a zmarszczka na jego czole
powiększyła się. – Ja chcę to zrobić. – dodał niczym obrażony pięciolatek i
złączył nasze usta, które poruszały się w powolnym i słodkim rytmie.
-Witaj Alex. – usłyszałam za sobą serdeczny ton mamy Marco.
Odsunęłam się od Marco i spojrzałam na nią. Twarz przyozdobił jej lekki
uśmiech, a na rękach trzymała Filipa. – Z pewnością się za tobą stęsknił. – tym
dała mi do zrozumienia, abym się z nim przywitała. Zręcznie przeniosłam go na
swoje ręce i ucałowałam w czoło. Marco objął mnie ramieniem i również, ucałował
w skroń, tak samo ciesząc się tym widokiem. Mały był już sporych rozmiarów, ale
bez wahania przypomniał Marco.
-Mammmmmmaaaaaaaaaa!- za ściany wyskoczyła Nina. Jej włosy
były w całkowitym nieładzie, a na sobie miała tylko piżamę, mimo że było już
południe.
-Skarbie. – uśmiechnęłam się i wolną ręką, pogłaskałam ją po
głowie.
-Dobzie zje jestes. – wyszeptała, tuląc się w mój bok.
- Tatuś również się cieszy. – Marco musiał dodać swoje trzy
gorsze. Spojrzałam na niego, wychwytując jego zboczony uśmieszek.
-A pogjamy w cjos ? – zaproponowała.
-Oczywiście, kochanie. – przytaknęłam z ekscytacją i
powędrowałam do salonu, aby resztę popołudnia spędzić ze swoją fantastyczną
rodzinką, której tak mi brakowało.
***
~ 8 miesięcy później~
- Jadę ! – krzyczała, na całe gardło Nina, kiedy coraz
szybciej pedałowała. Będąc w parku miała całkowite pole do popisu.
- Zdolna ta nasza córka, co ? – Marco z uśmiechem zarzucił
rękę na moje ramię.
- Po mamusi. – wzruszyłam ramionami, uśmiechając się. – Ale
ty chyba bardziej wolisz pochwalić się obrączką, co ? – spojrzałam na niego
wymownie, kiedy mały kawałek złota odbijał się w świetle słońca.
-Piękną żoną również. – pocałował mnie w czoło. Nasz ślub
był niczym marzenie, sen.
-Kocham Cię, Marco. – wyznałam, całując go w policzek.
-Ja ciebie bardziej, kochanie. – odpowiedział i wyrwał mi
wózek z Filipem. Uśmiechnął się
złowieszczo i zaczął biec.
-Ej ! – krzyknęłam z oburzeniem. – Ty lamo !!!!
-Lama cię kocha. – odkrzyknął, co wywołało szeroki uśmiech
na mojej twarzy. Gumką, która znajdowała się na moim nadgarstku, związałam
włosy i zaczęłam biec w ich stronę.
***
~20 lat później ~
- Życie z Alex było wspaniałe i wiele mnie nauczyło. Ona
była osobą, której nie dało się nie kochać. Była wyrozumiała, piękna , zabawna
i dlatego tak trudno mi się teraz o tym mówi. – zaciąłem się, aby uronić
kolejną porcję łez. Obleciałem wzrokiem wszystkich, znajdujących się na
cmentarzu. Każdy ubrany był na czarno i u każdego łzy leciały po policzkach. –
Gdyby tylko wynaleźli lekarstwo na raka. Oddałbym wszystko aby żyła. – z
kieszeni wyjąłem chusteczki i wydmuchałem w nie nos. – Ona nie miała odejść.
Ona nie miała mnie zostawić. – mój głos łamał się z każdym słowem, co opisywało
żałość jaką przeżywałem w środku. – Miałem najlepszą żonę wśród kolegów. –
moich wypocin nie było końca. Stałem tu już od dobrych 20 minut, a deszcz
przemakał moją kurtkę i zatrzymywał się na włosach.
-Marco. Wystarczy. – Mo złapał mnie za rękę. Jego oczy były
czerwone i podkrążone.
-Nie. – wymamrotałem.
-Idź do dzieci. Wystarczy. – dodał spokojnie. Podniosłem
głowę i przyjrzałem się moim dzieciom. Filip trzymał w ramionach Ninę, która
szlochała.
-Dziękuję za uwagę. – odpowiedziałem i ze spuszczoną głową,
zszedłem z podestu. Mój żołądek boleśnie się skurczył, kiedy z każdym korkiem,
byłem bliżej swojej rodziny.
-Tato. – wyszeptała Nina, zauważając moją obecność.
Podszedłem jeszcze bliżej i zamknąłem ich obydwoje w swoich ramionach.
-Będzie dobrze. Mama nas widzi. – przegryzałem wargę, aby
powstrzymać się od kolejnych łez.
-Ja chcę, żeby wróciła. – wymamrotała Ninka, która była
teraz piękną kobietą, za którą stawała kolejka amantów.
-Wiem, kochanie. – pocałowałem ją w głowę, a Filip
pocieszająco głaskał jej plecy. Byli wspaniałym rodzeństwem. – Wiem … - powtórzyłem
z żałością. Kocham ją, cholernie ją
kocham, ale muszę być silny. Kazała mi to obiecać na łożu śmierci. Nie mogę jej
zawieść, a ta miłość mi pomoże. Bo ona nie jest zwykła, ona jest True Love.
---------------------------------------------------
Więc właśnie to jest KONIEC ;(
Cóż mam powiedzieć ... Jak z każdym opowiadaniem trudno jest mi się rozstać, gdyż poświęcam dużo czasu na jego pisanie, ale jednocześnie robię coś co bardzo lubię :)
Ta historia była trudna. To prawda. Za całość jestem zadowolona, choć krzywię się, kiedy czytam te niedopracowane rozdziały.
Ale... Za wszystko kochani dziękuję ! Za słowa wsparcia, za komentarze, za wyświetlenia ! ;d
Gdyby nie Wy, pewnie już dawno dałabym sobie spokój z pisaniem, lub te produkcje chowała "do szuflady".
Mam nadzieję, że końcówką nie będziecie zawiedzeni, ale taki był plan od początku.
Jednakże nie kończę z pisaniem i zostawiam wam link do nowego opowiadania, którego prolog pojawi się za jakieś 10 minut, jak sprawdzę go i poprawię błędy.
DZIĘKUJĘ ZA WSZYSTKO KOCHANI ! JESTEŚCIE WIELCY :*
Pozdrawiam serdecznie ! I życzę miłych ferii, dla tych co je właśnie zaczęli.
Wasza Alex :*
wtorek, 27 stycznia 2015
XLVI
Kiedy wróciłam do świadomości, jasne światło dnia padało
wprost na moją twarz, co uniemożliwiało mi otworzenie oczu. Poruszyłam tylko
powiekami. Po cichym dźwięku wydawanym przez maszynę, które kontrolowała pracę
mojego serca, stwierdziłam, że muszę być w szpitalu. Wzięłam głębszy oddech.
Tak, ten sterylny zapach należał tylko do takich miejsc. Po moim kręgosłupie
przeszły ciarki. Przez własną głupotę znów tu wylądowałam. W tej samej chwili
chciało mi się płakać, zamknąć się w ciemnym pokoju i już nigdy go nie
opuszczać. Jedna łza chciała uwolnić się spod mojej powieki, kiedy poczułam coś
ciepłego na swojej dłoni.
-Alex … - jego miękki głos sprawił, że poczułam się lepiej,
a moje serce szybciej zabiło. On tu był. Siedział. Trzymał mnie za dłoń, a ja
zrobiłam mu taką krzywdę.
-Marco … - ledwie poruszałam ustami, czując wielką suchość.
-Kochanie. – poczułam, jak w przypływie emocji, zeskakuje z
krzesełka. Jego dłonie objęły moją twarz. Ten jeden gest zmusił mnie do
otworzenia oczu. Na jego twarzy widniało wielkie zmartwienie, którego powodem
byłam ja i moje głupie decyzje.
-Przepraszam. – wyszeptałam. Nie spodziewałam się, że będę
aż tak słaba. Marco ciągle wpatrywał się w moją twarz, gładząc policzki
kciukiem. Coś ukuło mnie w sercu na samą myśl, że zaraz okropnie go zranię i
nie wiem czego mam się spodziewać.
-Ciii. – uciszył mnie i przejechał palcem po moich
szorstkich ustach. – Wszystko będzie dobrze …-jego czuły ton działał tak
kojąco.
-Nie, Marco. Jestem dziwką. Zdradziłam cię. – wymamrotałam.
Chciałam zdjąć jego dłonie z mojej twarzy, ale nie byłam w stanie. Jestem
pewna, że dostałam silne leki przeciwbólowe, bo nie czułam szyi, na której
znajdowało się coś, co miało służyć przytrzymywaniu jej w jednym miejscu.
-Wiem. – wyszeptał z goryczą i na chwilę spuścił wzrok.
-Jak to ? – nerwowo zamrugałam oczami, aby powstrzymać potok
łez, który zamagazynował się w moich oczach i tylko czekał na pozwolenie
spłynięcia po moich policzkach.
-Lekarz mi powiedział co doprowadziło cię do takiego stanu.
– oznajmił i odważył się podnieść wzrok. – Wiem, że byłaś u Alana. Wiem, że
miałam depresję po śpiączkową, wiem, że kazałaś mi przekazać, jak bardzo mnie
kochasz, wiem, że ćpałaś.
-Proszę przestań. – wyszeptałam. Czułam ogromy ból, kiedy to
mówił. Nie rozumiałam, dlaczego nadal był taki spokojny i opanowany, powinien
dać mi w twarz i wyzwać od kurw.
-Dobrze. – ojcowsko pocałował mnie w czoło. – Rozumiem cię,
bo to przez co przeszłaś było … - zaciął się na chwilę. Prawą dłonią przeczesał
włosy, szukając odpowiedniego słowa. - … ciężkie.
-Ja … um … ja nie byłam sobą. – wymamrotałam z poczuciem
winy i wstydu.
-Tak, wiem, kochanie. –powiedział czule głaszcząc mnie po
policzku i tylko na nim skupiał są uwagę. – I wybaczam Ci. To było trudne dla
nas obojga.
-T- ty mówisz poważnie?- przełknęłam głośno ślinę, a gula w
gardle zmalała. –Przecież ja cię zdradziłam. – dodałam ledwie słyszalnie. Nawet
swoje myśli trzymałam z dala od tamtego wieczoru i nie zamierzam już nigdy tam
wracać.
-Kocham Cię, Alex. – powiedział pewnie i odgarnął włosy z
mojego czoła. – I nic więcej się nie liczy. – dodał, kiedy wpatrywałam się w
niego z szeroko otwartymi oczami, próbując się doszukać chociaż odrobiny
kłamstwa. Jego ton głosu i czułe gesty upewniły mnie, że jego uczucie płynie
prosto z serca. Położyłam dłoń w miejscu, gdzie znajduje się wspomniany organ.
Mogłam stwierdzić, że bije o wiele szybciej od mojego. Uniosłam nieśmiało
kąciki ust, a blondyn zrobił to samo.
-Ja też cię kocham, Marco. – wyszeptałam, patrząc mu prosto
w oczy, aby upewnić, że to jest ta prawdziwa Alex; ta, która chciała się z nim
przespać dla pieniędzy, ta, która odeszła będąc w ciąży, aby był szczęśliwy z
inną kobietą, ta, która zaprowadziła córkę na mecz, i ta, która mu wybaczyła i
jest z nim cholernie szczęśliwa.
-Tylko już nigdy mnie nie zostawiaj. – odpowiedział, lekko
się śmiejąc, aby nie powrócić do poprzedniej atmosfery. Schylił się, aby być
bliżej mojej twarzy i kciukiem przejechał po moim ustach.
-Nie zamierzam. Jesteś mój. – zaśmiałam się i zarzuciłam mu
ręce na szyję. W jednej chwili nasze usta złączyły się w czułym pocałunku,
oddając dokładnie każdą emocję, którą obecnie czuliśmy oraz będące w nas
uczucia względem siebie. Jego wargi delikatnie muskały moje, jakby były
płatkiem śniegu, który w każdej chwili może zniknąć. Swoimi palcami, z szyi, powędrowałam do
włosów chłopaka. Marco warknął w moje gardło. Widocznie dalej tego nie lubił.
Zaśmiałam się cicho, a on wykorzystał okazję i wtargnął językiem do mojej buzi.
Pierwszy raz w życiu nasze języki nie toczyły ze sobą walki, on idealnie
współgrały, pieszcząc się nawzajem. Marco nie miał siły i położył mnie na
płaskim łóżku, a jego ciało wylądowało na moim. Pozycja była całkiem
komfortowa, ale do naszych uszu dobiegło pukanie. Nie zdążyliśmy się nawet od
siebie oderwać, bo do środka weszli rodzice Marco, Nina oraz mój mały syn. Nie
pamiętam co mówił Marco ani jak wygramolił się z łóżka. Moje oczy, niczym w
transie, zwrócone były na moje pociechy. Ninka niepewnie stała, a jej brązowe oczka były zaszklone, natomiast mały spał w nosidełku trzymanym przez tatę Marco.
-Chodź, kochanie. – wyciągnęłam dłoń w stronę Niny.
Podniosła wzrok i chwilę patrzyła na mnie to na siniaki pozostawione na mojej
ręce. Mama Marco przykucnęła i powiedziała jej coś na ucho. W moich oczach
zebrały się łzy. Moje własne dziecko się mnie boi ? Odwróciłam twarz w drugą
stronę i już miałam zabrać rękę, kiedy poczułam ciepło. Podniosłam głowę i
zobaczyłam, jak Nina pewnie trzyma moje dwa palce. Uśmiechnęłam się, a ona
wzięła to za znak i wskoczyła na łóżko. Nie zdążyła wykonać kolejnych ruchów, bo
szczelnie zamknęłam ją w swoich ramionach. – Przepraszam, skarbie. –
wyszeptałam i pozwoliłam łzom opuścić moje oczy. Ręka Marco głaskała moje plecy
w uspakajającym geście, a jego rodzice zajęli miejsce na kanapie. – Tak bardzo
za tobą tęskniłam. – schowałam twarz w jej włosach. Były grubsze, dłuższe od
ostatniego razu, kiedy ją widziałam, a teraz dodatkowo pachniały arbuzowym
szamponem.
-Ja też, mamusiu. – wyszeptała zgłuszonym tonem, gdyż
chowała głowę w zagłębieniem pomiędzy moją szyją a obojczykiem.
-Byłaś grzeczna ? – zapytałam z szerokim uśmiechem, kiedy
wypuściłam ją z ramion, aby mogła normalnie usiąść.
-Tjak ! – pisnęła szczęśliwa.
-A teraz może Filipek się przywita. – podniosłam głowę i
zobaczyłam, jak mama Marco trzyma w dłoniach niemowlaka. Niepewnie na nią
popatrzyłam. Jedyne czego się bałam to, to czy będę umiała wziąć go w ramiona
bez wracania do przeszłości.
-Dasz radę, kochanie. – Marco złapał mnie za dłoń i
pocałował w czubek głowy. – Też przez to przechodziłem. – dodał, unosząc kąciki
ust. Pokiwałam twierdząco głową i wyciągnęłam ręce, na które moja przyszła
teściowa, położyła małego szkraba. Widząc, jak uśmiecha się przez sen, moje
serce zabiło mocniej. To mój syn. Mój malutki synek.
-Filip. – powtórzyłam z roztargnieniem, delikatnie gładząc
jego policzek, opuszkiem kciuka. – Ty wybierałeś ? – spojrzałam na Marco. Jak
to możliwe, że w jeden dzień odzyskałam
narzeczonego i dzieci ? Nie powinnam na to zasłużyć, ale pasuje Mo takie życie.
-Nie podoba ci się ? – zapytał, a jego głosie czaił się
strach.
-Jest piękne tak jak on. – odpowiedziałam zaczarowana moim
synkiem.
-Po kimś musiał odziedziczyć urodę. – blondyn wyprężył się
dumnie.
-Tak, tak. – przytaknęłam, kiwając głową. Mama Marco poparła
mnie, ukazując szeroki uśmiech. Prawie zapomniałabym, że mi wybaczyła.
-Mamusiu, a ja jestem piękna ? – zapytała ze zmartwieniem
Ninka.
-Tak, kochanie. – potwierdziłam, całując ją w czółko. – I
podobna do …
-Taty! – przerwał mi Marco.
- Ty lamo ! – krzyknęłam z rozbawieniem.
-Ale i tak mnie kochasz. – powiedział pewnie, wystawiając mi
język. Miał rację. Kocham go, kocham moje dzieci, i kocham moje życie.
-------------------------------------------
Oh my God ! ... Wow ... 6 komentarzy ? ... KOCHAM WAS <3
Ale również chciałam poinformować, że jest to przed ostatni rozdział tej skomplikowanej historii ;)
Więc ... czytajcie ! ;D
Do soboty, kochani
Pozdrawiam, Alex :*
sobota, 24 stycznia 2015
XLV
-Wiedziałem, że w końcu się pojawisz.- jego sylwetka
wyłoniła się z jednego z pokoi. Widząc, że trzyma w ręku biały worek,
wypełniony białym proszkiem, poczułam podekscytowanie, nie przestawiając stukać
paznokciami w niski, wypolerowany stolik z jasnego drewna. Był to jeden z
niewielu mebli o takiej kolorystyce. Wszystko było ciemne, przerażające,
oddające styl Alana. On też był ciemny i znieczulony przez życie. Miał okropne
dzieciństwo i dlatego wyłączył uczucia, stając się kompletnie inną osobą.
-Straciłeś wiele lat. – stwierdziłam i niecierpliwie
poruszyłam się na zgiętych nogach, gdyż siedziałam na dywanie. Był miękki, a
małe włosy pieściły moją skórę.
-Chyba było warto. – usiadł naprzeciwko mnie, pochylając
głowę na lewą stronę. Widząc moją minę, uśmiechnął się szeroko. – Ale jesteś
stęskniona. – skwitował. Naprawdę miałam dość jego gierek w tamtym momencie.
Byłam tak cholernie spragniona, że moje ciało nieświadomie zaczęło drżeć.
–Dobrze, kochanie. – wyciągnął rękę, aby kojąco pogłaskać mnie po plecach.
Drugą otworzył woreczek i wysypał odrobinę proszku na stolik. Leżącą niedaleko
kartą, uformował trzy równe kreski.
-Już ? – spytałam, powstrzymując zębami wargę, aby ponownie
nie zadrżała. Mężczyzna puścił mi oko i wrócił na kanapę. Nachyliłam się,
palcem przycisnęłam jedną dziurkę nosa, a drugą ostro wciągnęłam powietrze wraz
z proszkiem. Odetchnęłam z ulgą, ale mogłam zauważyć jak Alan szeroko się
uśmiecha. Zawsze to robił, widząc jak dziewczyna ćpie. Nie wiem co było w tym
tak fascynującego.
Powtórzyłam
czynność i tym razem wciągnęłam dwie. Zadowolona opadłam na kanapę obok
mężczyzny. Nie miałam już sił, aby samodzielnie sterować swoim ciałem. Każdą
czynność przejął narkotyk.
-Mocne to.- stwierdziłam, czując suchość w drogach
oddechowych.
-Nowy przepis. – puścił mi oko. Zgiętą nogę położył na
kanapie, aby usiąść bokiem i lepiej mnie widzieć.
-Łżesz. – warknęłam.
-Hmm … Nadal znasz się na narkotykach. – stwierdził z
uznaniem i założył kosmyk, opadających mi włosów, za ucho.
- Co to było ? – zapytałam twardym tonem. Choć wcale nie
obchodziło mnie to co wzięłam, chcąc jak najszybciej poczuć ten stan, byłam
zaintrygowana.
-Amfetamina. – oznajmił.
-Och … - westchnęłam i wypuściłam niepotrzebnie zgromadzone
powietrze w moich płucach.
-Tylko ona pomogłaby Ci odzyskać siły. – powiedział,
zbliżając się do mojej twarzy. Pachniał mocnymi, męskimi perfumami, a jego
miętowy oddech odbijał się do mojej szyi. – Szczególnie na to co zaplanowałem.
– poczułam jego dłoń na udzie. Wiedziałam do czego to wszystko zmierza. Mój
wzrok skupił się tylko na jednym punkcie ściany naprzeciwko.
-Możesz to zabrać ? – Zmrużyłam oczy, nie chcąc dać poznać,
że łamie mi się głos.
-Och, kochanie. – w palce złapał mój podbródek i gwałtownie
odwrócił w swoją stronę. Boże, gdyby to zrobił jeszcze mocniej, pewnie moja
szyja byłaby rozdarta na pół. – Dobrze wiesz, że nic nie jest za darmo. – ani
na moment nie pozwalał mi spuścić wzroku z jego twarzy. Mocno przymknęłam ślinę
i nic nie mówiąc, pozwoliłam, aby uniósł moją głowę wyżej by mieć lepszy dostęp
do szyi. Na początku muskał ją
delikatnie, zwilżając językiem i kreśląc mokre ścieżki. Złapałam za jego
napięty biceps i mocno ścisnęłam, wbijając paznokcie w wyćwiczony mięsień.
–Chyba jesteś gotowa ? – jego głowa znajdowała się teraz naprzeciwko mojej.
Delikatnie pokiwałam głową, a jego oczy stały się czarne. Tak okrutnie czarne i
zupełnie nie wiedziałam czego się spodziewać.
***
W życiu nie spodziewałam się, że będzie mi dane ujrzeć tak
mroczną twarz Alana. W jego władaniu byłam tylko lalką, pod wypływem
narkotyków, którą wykorzystał tylko do własnej satysfakcji i seksualnego
zaspokojenia.
Podniosłam
się z łóżka i usiadłam, stawiając stopy na zimnej podłodze. Potarłam swoje
podrażnione nadgarstki po niezbyt miłym spotkaniu z kajdankami, które za każdym
razem, kiedy się poruszyłam, powodowały wbijanie się czegoś ostrego. Nigdy nie
sądziłam, że Alan może być tak perwersyjny. Owszem, chciałabym tego, gdyby cały
ten akt był z miłości i poczucia zaufania do osoby, którą darzysz tym wielkim
uczuciem. W jednej chwili poczułam się brudna, jak nigdy wcześniej. Te jego
zachłanne ręce, błądzące i odkrywające każdy zakamarek mojego ciała.
„-Alan, proszę. – błagałam, kiedy jego ręka energicznie pracowała
przy mojej kobiecości. Moje ciało było zdane na niego. Wspaniale sobie
to zaplanował, drań.
Dobrze wiedział, że przez narkotyki będę zdana tylko na jego łaskę.
-Zamknij się, suko. – poczułam jego rękę na moim policzku, a chwilę
potem pieczenie
spowodowane uderzeniem.
-Dupek. – wycedziłam przez zaciśnięte zęby, z całej siły powstrzymując
się, aby
nie dojść.
-Albo to zrobisz albo, kurwa, będę cię pieprzył do nieprzytomności.
–warknął tuż przy
moim uchu. – Albo zabiję niewdzięczna dziwko !”
Szybko wstałam, próbując pozbyć się tych okropnych
wspomnień, czego od razu pożałowałam, czując okropny ból w dolnych partiach
mojego ciała, jakby coś chciało rozerwać mnie na pół, niczym głodny wilk
zabijający niewinną sarnę. Wraz z tym okropnym uczuciem przyszedł wstyd. Nie
wiem, jak to się stało, ale czułam się inaczej. Inaczej niż po wybudzeniu ze
śpiączki. Przez moje ciało przelała się fala ogromnego wstydu, docierając
niczym strzała, w moje serce. Oczy zapiekły mnie, aby następnie wypuścić kilka
łez. Dlaczego przez to gówno musiałam uświadomić sobie, jak bardzo tęskniłam za
Marco i dzieciakami ? Dlaczego tak zrobiłam ? Dopóki on nie wyszedł, nie byłam
świadoma swojego zachowania. Jestem kompletną idiotką, której już nigdy nikt
nie zechce. Jestem pewna, że Marco będzie się mnie brzydził, ale ja nie
myślałam wtedy … Tak, głupie wytłumaczenie. Wcześniej, nie myślałam
racjonalnie, tak jakby moim ciałem sterował ktoś inny.
Wytarłam
mokre policzki i podniosłam z podłogi szpitalną koszulę. Jestem do niczego.
Jestem dziwką. Zapięłam skrupulatnie każdy guzik i powoli ruszyłam po schodach.
Po narkotykach tylko kręciło mi się w głowie, a ból nie ustawał; był coraz
silniejszy. Ledwie dotarłam na dół, nie przewracając się na schodach. Alan już
czekał, z zadziornym uśmiechem, opierając się na wyprostowanej dłoni, o blat
kuchenny.
-Muszę iść. – wyszeptałam cienkim, jak nitka, głosem.
-Dobre wyczucie czasu, kochanie. – pochwalił. Utykając,
podeszłam do wieszaka i zdjęłam z niego ukradzione ze szpitala prześcieradło.
–Wiesz, niektóre małe dziwki w tym mieście, również chcą spróbować tej mocnej
amfetaminy. – miałam dość jego głosu, który wywoływał u mnie odruch wymiotny.
-Super. – wymamrotałam, zakładając biały materiał na plecy i
otulając szczelnie ramiona. Był wieczór, a za tym szedł spadek temperatury.
-Zaczekaj. – złapał mój nadgarstek i szarpnął moją ręką,
przez co zmuszona byłam znów na niego patrzeć. Skóra zaczęła mnie piec, kiedy
mocniej go ścisnął. Dopiero teraz zauważyłam, że ubrany był w stylowy garnitur
z muchą pod szyją, a jego lakierki stukały z charakterystycznym dźwiękiem, o
płytki. – Wolałbym, żeby moje koleżanki ze mną zostały. – oznajmił i schylił
się. Gdybym miała siłę, uniosłabym kolano i z całej siły uderzyła w ucieszony
ryj. Spuściłam głowę, próbując zobaczyć czego jeszcze chce ode mnie. Sprawnymi
palcami odpiął czarny, pasek wykonany ze skóry, który również mnie wcześniej
krepował.
„-Och, z pewnością większości
tych zabawek wcześniej nie widziałaś.- powiedział
z pewnym siebie uśmiechem. Prawą ręką przejechał pomiędzy rowem między
moimi piersiami, a drugą zapiął mi coś wokół kostki.
-Masz z tym jakiś problem ? – wycedziłam.
-Nie denerwuj się, kochanie. – kiedy skończył unieruchamianie mnie,
podciągnął się
i złożył pocałunek tuż obok moich wyschniętych ust. –Ja tylko o ciebie
dbam
skoro ta gwiazdorzyna nie potrafi.
-Pieprz się!- chciałam uderzyć go w twarz, ale zrezygnowałam czując
pieczenie na nadgarstkach
oraz metal, który tam się wbijał.
-Twoje życzenie jest dla mnie rozkazem. – zaśmiał się i z całej siły we
mnie wszedł, a ja
krzyknęłam z bólu.”
Kolejna łza spłynęła po moim
policzku. Ciepło, sztucznej skóry, opuściło moje kostki. Głośno zaciągnęłam się
powietrzem, próbując powstrzymać łzy. Alan wyprostował się i patrzył na mnie.
- Tylko się nie rozczulaj. –
syknął z jadem i podszedł do drzwi. Rozkluczył je i otworzył. Zimne, wieczorne
powietrze Dortmundu , otuliło moje plecy. Otarłam mokry policzek ręką i
odwróciłam się, śmiało wychodząc za próg. Z całej siły, starałam się nie pokazywać mu, jak cierpię. Zresztą, z pewnością chuj go to obchodzi;
zrobił swoje i zamierza zmieszać mnie z błotem. – Tylko nie skarż się swojemu
Marco !- krzyknął, kiedy wolnym krokiem, podążałam w bliżej nieznanym mi
kierunku. Każdy dotyk bosej stopy z chodnikiem, przynosił ból. – Sama tego
chciałaś! – krzyknął jeszcze, a zaraz potem zatrzasnął drzwi. Nie widziałam nic
oprócz łez, zamydlających mi oczy. Byłam kompletnie rozbita i mogłabym tutaj
odebrać sobie życie. Jestem nikim. Dałam się okrutnie wykorzystać, aby dostać
działkę narkotyków. Obiecywałam sobie, że przyszłość nigdy nie wrócić, a teraz
wszystko szlag trafił.
Mocniej zakręciło mi się w głowie
i chwiejnym korkiem podeszłam do drzewa. Nie mogłam złapać lepszego oddechu, gdyż wciąż szlochałam.
Nie miałam siły iść dalej. Nie protestowałam, kiedy moje ciało bezwiednie
upadło na twardy chodnik. W moim karku coś chrupnęło, a ja przekonałam się, że
coś sobie złamałam.
Z drugiego końca ulicy usłyszałam
natarczywe i szybko stukanie obcasów. Pociągnęłam nosem i ujrzałam przed sobą
jakąś kobietę. Nie zawahała się, aby klęknąć na swoich drogich rajstopach i
złapała moja dłoń.
-Jezu drogi, co pani jest ? –
pytała z niepokojem. Głos miała przyjemny, ciepły, ale za nic nie mogłam
dostrzec jej rysów twarzy. Moje oczy pokrywało coś, jak mgła , która
uniemożliwiała mi przyjrzenie się bliżej kobiecie, która postanowiła mi pomóc.
-Marco … - wyszeptałam z
pragnieniem ,aby go zobaczyć.
-Spokojnie, zaraz wezwę pomoc. –
oznajmiła z rozczuleniem i energicznie odszukała telefon w swojej torebce.
-Niech pani mu powie, że go
kocham i nigdy nie zamierzałam tego zrobić …
-Jeszcze sama pani mu to powie. –
prychnęła ze zdenerwowaniem. Pachnącą dłonią przejechała po moim czole i
odgarnęła przyklejające się kosmyki.
-Proszę mi to obiecać. Ja na
niego nie zasługuję. Jestem nikim.
-Będzie dobrze tylko proszę nie
zasypiać. – tym razem jej głos był bardziej zdenerwowany- Cholera, gdzie ta
karetka !- mruknęła do siebie.
-Błagam niech mu to pani powie.
I, że kocham nasze dzieci. Wszystkich ich kocham i nigdy nie przestanę …
- Proszę nie zasypiać! –
to było ostatnie zdanie, które usłyszałam. Była miła i chciała mi pomóc, ale
nie mogłam jej posłuchać. Nie miałam siły już walczyć. Po prostu się poddałam.
---------------------------------------------
Huhuhu, się dzieje ;D
Nawet, pierwszy raz pod ostatnim rozdziałem pojawiły się 4 komentarze :p
EDIT: Pojawiły się, ale bardzo dawno :D
EDIT: Pojawiły się, ale bardzo dawno :D
A tym razem ile dacie radę xd :D ?????
Pozdrawiam :*
Subskrybuj:
Posty (Atom)